Witam. Jak łatwo zauważyć jest to kolejny blog opisujący wielką miłość Lily i James'a. Wiem, że owa historia została już opisana co najmniej "milion" razy. Jednak ostatnio gdy chciałam poczytać kolejne tego typu opowiadanie, nie mogłam znaleźć niczego interesującego. Dlatego właśnie postanowiłam napisać tę historie po swojemu. Co z tego wyjdzie? Sami się przekonacie. Jak na razie gorąco zachęcam do zostawiania komentarzy (które na pewno będą dla mnie silną motywacją), a także subskrybowanie mojego bloga, by moc być zawsze na bieżąco.
Pozdrawiam:*

środa, 11 kwietnia 2012

Część II "Sobotni wieczór jak każdy inny"


Tak, tak, wiem, że trochę nie po czasie, ale ze mnie taki nocny marek zawsze jest, a więc musicie mi to wybaczyć. Dzisiaj trochę krócej, ale w końcu nie mogę przedstawić całej historii w 10 notkach, prawda?^^
Nie ględzę dłużej, zapraszam do czytania i jak zwykle do komentowania;]

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *



Dziewczynę z zamyślenia wyrwał nagły dreszcz który przeszył całe jej ciało. Wyrwała się z zamyślenia orientując się, że dawno zrobiło się ciemno, a jej ramiona pokryte są gęsią skórką. Mozolnie wstała i otrzepała swoją szatę.

„Znowu się spóźnię” – Pomyślała Lily łapiąc torbę. Z ociąganiem zaczęła schodzić po schodach.
Nie uśmiechało jej się pójście na dzisiejsza „spotkanie”, dlatego wybrała najdłuższą drogę do pokoju życzeń, niestety musiała stawić się na miejsce, jednak przysięga wieczysta ciągnęła za sobą niemiłe konsekwencje. Idąc czuła się coraz gorzej, co chwile słyszała różne komentarze na temat wydarzeń z dnia dzisiejszego, jak zwykle szkoła żyła tylko sensacjami.

Gdy doszła na miejsce niechętnie przeszła 3 razy pod ściana, czekając na drzwi. Weszła do pokoju z pochyloną głową. Jednak kiedy ją podniosła po jej twarzy spłynął dorodny rumieniec. Calutki pokój pokrywały te same wzorki – dwie kolorowe wisienki. Dokładnie taki sam wzorek jaki ozdabiał dzisiaj jej bieliznę. Oczy zwęziły jej się w szparki i już szukały Pottera. Zamiast niego zobaczyła całą te zgraję siedzącą w kółku na wielkim dywanie. Gdy podeszła bliżej uśmiech zawitał jej na usta. Otóż miła przed sobą swoją ulubioną grę jaką stworzyli huncwoci. Na jej pomysł wpadł Remus. Była to wielka, planszowa, historyczna, gra strategiczna. Każdy z graczy prowadził jedną z frakcji, które uczestniczyły w pierwszej wojnie stworzeń magicznych, a głównym zadaniem było totalne zdominowanie przeciwników. Największym uatrakcyjnieniem gry były żywe figurki i realistyczne sceny bitew, które toczyły.

Lily usiadła między Marry i Zuu prostując nogi.
Znowu ma taką skwaszoną minę, pomyślała Marry, taka szkoda, że tak rzadko się uśmiecha. W końcu jej uśmiech jest taki uroczy. A i my wszyscy czulibyśmy się lepiej gdyby chociaż starała się nie wprowadzać takiej nerwowej atmosfery. Chociaż nie mogę mieć jej tego za złe, w końcu przychodzi tutaj wbrew swojej woli. A dzięki całemu zamieszaniu który wprowadza i ja czuje się trochę odważniej w towarzystwie Syriusza.
 – Gdzie Potter? - Spytała od niechcenia.
 – Aż tak się za nim stęskniłaś Ruda? - zażartował Syriusz, jednak wystarczyło jedno jej spojrzenie by przeszła mu ochota do głupich żartów. 
Czemu ona zawsze jest taka, spytał sam siebie, czasem dziwie się Jamesowi bardziej niż zwykle, przecież nawet jeśli kiedykolwiek by mu się udało coś zdziałać, oni za bardzo do siebie nie pasują by móc tworzyć udaną parę.
 – Poszedł do kuchni po prowiant – odpowiedział spokojnie Remus. - Nadal nie wiem czemu te skrzaty zawsze tak hojnie go obdarowywują.

Po chwili do pokoju przyszedł także i James. Za nim lewitowały półmiski pełne przysmaków, a także dwa dzbanki z kremowym piwem. Lily już otworzyła usta by zbesztać chłopaka za wystrój pokoju, jednak w porę się powstrzymała mając nadzieję, że może reszta huncwotów nic o tym nie wie, a sama nieszczególnie chciała ich uświadamiać w tej kwestii. Wywróciła więc tylko teatralnie oczami, gdy James uśmiechnął się do niej szeroko siadając koło puffy.

Gdy wszyscy siedzieli już spokojnie, nadeszła chwila by rozlosować pozycje. Następnie wszyscy za pomocą różdżek rozstawiali swoje figurki na wielkiej planszy. W trakcie gry humor Lily zdecydowanie się poprawił, co nie uszło uwadze Jamesa, ponieważ uśmiechał się do niej jeszcze częściej, niż zwykle. Przez chwile dziewczyna pomyślała nawet, że specjalnie wybrał akurat taki rodzaj dzisiejszej rozrywki by w ten sposób udobruchać ją trochę. Nie chciała jednak psuć sobie zabawy tymi myślami, w końcu naprawdę dobrze się bawiła. Gra była naprawdę efektowna, co poważniejsze starcia figurek wywoływały serpentyny iskier które ciągnęły się, aż pod sufit. Musiała przyznać, że chłopaki odwalili kawał niezłej roboty.
Mimo że gra była zdominowana głównie przez Lily i Remusa, reszta przyjaciół bawiła się równie dobrze, popijając kremowe piwo. Każdy już dawno rozłożył się na rozkosznie miękkim dywanie i leniwie machał różdżką gdy nadeszła jego kolej.

 – Peter nalej mi jeszcze piwa – powiedział błagalnym tonem Syriusz.
 – Skończyło się – rzekła smutno Zuu, przechylając i tak pusty już dzbanek.
To chyba i lepiej dla mnie, rozmyślała uśmiechając się, jeszcze trochę więcej i moje spojrzenia mogą zacząć być zbyt znaczące. Chociaż on i tak ich nie zauważa, pff...
 – Jak to skończyło? - Poderwał się Syriusz – przecież nie jesteśmy nawet w połowie rozgrywki.
 – Jak Ci się tak suszy to z chęcią wyślemy Cię do kuchni – stwierdziła Marry ze słodkim uśmiechem, który nie uszedł uwadze Syriusza.
 – Ehhh... przecież te przeklęte skrzaty i tak mi nic nie dadzą, one wszystkie tylko James'a tak kochają.
 – W takim razie już wiemy kto pójdzie – stwierdził Peter.
 – Samemu iść na pewno nie będę – zapewnił Potter powoli wstając.
 – Czyja jest teraz kolej, Remusie? - Zapytała Marry, w duchu modląc się by nie wypadło na nią, dywan był tak strasznie wygodny, a ona potrafiła być bardzo leniwa.
 – Wiem, że Ci się to strasznie podobać nie będzie, ale niestety, dzisiaj Twoja kolej Lily – powiedział Remus.
Dziewczyna poderwała głowę i już chciała protestować, jednak każdy spodziewając się jej reakcji już patrzył na nią z wyrzutem.
No tak, pomyślała, zawsze to ja jestem ta zła i niedobra.
 – Lily, dobrze wiesz, że obowiązuje kolejka i zresztą to był Twój pomysł – powiedziała rzeczowo Zuu jak gdyby czytając jej w myślach .
Co samo w sobie było racją. Lily zażądała wprowadzenia kolejki, twierdząc, że to niesprawiedliwe, że chłopaki co chwile kazali biegać dziewczyną po całym zamku załatwiając ich sprawy. Tak naprawdę to tylko Lily była do tego zobowiązana na piśmie. Jednak jej przyjaciółki w przeciwieństwie do niej, lubiły towarzystwo huncwotów i nie potrzebowały żadnej zachęty by uczestniczyć w ich zwariowanych pomysłach.

 – Ehh... - westchnęła tylko, wstając powoli. - Remus pilnuj ich by nie oszukiwali – dodała patrząc szczególnie w stronę Syriusza.
Nie czekając na Jamesa wyszła z pokoju życzeń. I zaczęła kierować się w stronę kuchni.
 – Liluś zaczekaj – powiedział dobiegając do niej.
 – Ile razy mówiłam Ci byś mnie tak nie nazywał? - spytała trochę ostrzejszym tonem, niż zamierzała.
 – Tak wiem, setki razy... ale idziesz w złą stronę – powiedział z lekkim uśmiechem.
Dziewczyna spłonęła lekkim rumieńcem zatrzymując się.
 – Zresztą czy nie możemy iść obok siebie? – Spytał niepewnie.
 – Hmm... - spojrzała na niego badawczo – masz racje możemy, zresztą dobrze wiesz, że nigdy nie pamiętałam drogi do kuchni, prowadź – dodała już z uśmiechem.

Chłopak również się uśmiechnął i zaczęli iść, tym razem już w dobrym kierunku. Szli ramię w ramię w milczeniu. Prawdę mówiąc James bardzo chciał się odezwać, wykazać się elokwencją, rozgadaniem, jednak wszystkie dowcipy które przychodziły mu na myśl wydawały mu się bardzo prostackie i pewien był że Lily na pewno by się nie spodobały. Ona natomiast tym bardziej nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Nigdy nie była zbyt dobra w tych sprawach. Szła więc dalej udając, że nie widzi ukradkowych spojrzeń chłopaka.
 – Stój – szepnął nagle, łapiąc Lily boleśnie za rękę zmuszając ją tym samym do zatrzymania się.
Machinalnie odwróciła się w jego stronę, na jej twarzy malowała się złość, jednak gdy zobaczyła poważną twarz chłopaka postanowiła się nie odzywać.

 – Posłuchaj – powiedział, w odpowiedzi na jej pytający wyraz twarzy.
Gdy wykonała jego polecenie do jej uszu zaczęły dochodzić dzięki przyciszonej rozmowy, po chwili doszło do niej, że jeden z głosów jest bliski płaczu. James zaczął powoli iść w głąb korytarza. Lily ruszyła za nim. Zatrzymali się dopiero na jego końcu, przed skrętem.
 – Jak to się stało, że coraz więcej szlam pałęta się po tej szkole – usłyszeli jeden głos.
 – Tacy jak Ty nie zasługują by uczyć się sztuki jaką jest magia – dodał drugi.
W złości która ogarnęła Jamesa, zauważył tylko jak oczy Lily zrobiły się szklane. Dziewczyna nie zdążyła go zatrzymać. Chłopak dwoma susłami doszedł do zakrętu
 – Drętwota – wrzasnął James powalając pierwszego osobnika.

Drugi nie zdążył się nawet odwrócić, gdy i jego trafiło zaklęcie. Lily stojąc za plecami Jamesa dostrzegła młodego chłopaka przypartego do ściany. Był to puchon, maksymalnie drugiego roku, był przerażony, a po jego policzku spływały gorzkie łzy. Następnie przeniosła wzrok na jego napastników. Byli to dwaj ślizgoni. Byli od niej młodsi o dwa lata, rozpoznała ich twarze, ponieważ często widziała Snape'a w towarzystwie ich, a także im podobnych.

 – Nic Ci się nie stało? - spytał James, klękając przy chłopcu. Ten tylko podniósł na niego swoje wielkie oczy mokre od płaczu, nie wiedząc czego się spodziewać. - Teraz jesteś już bezpieczny, ale na przyszłość nie polecam ganiania po Hogwarcie samemu w nocy, możesz trafić na o wiele większych bydlaków. I nie wierz w żadne ich słowo, każdy z nas jest taki sam i ma takie samo prawo poznawać tajniki magii, a więc przykładaj się do tego jak najbardziej. A teraz zmykaj prosto do swojego dormitorium, jasne? - Chłopiec pokiwał tylko głową i pognał w stronę pokoju wspólnego Hufflepuffu.
James wstał prostując się i otrzepując kolana. Zobaczył Lily, która patrzyła się na niego z dziwnym wyrazem twarzy.

 – Od kiedy bronisz słabszych? – Zapytała w końcu z lekko sarkastycznym tonem.
 – Lily dobrze wiesz, jak bardzo nie lubię ludzi praktykujących czarną magię, tym bardziej gdy znęcają się nad słabszymi – odparł James.
 – Taaaak? Przecież sam uwielbiasz znęcać się nad innymi. - powiedziała ostro.
 – Dobrze wiesz, że tą sprawę wyjaśniliśmy już dawno temu, on chce zostać śmierciożercą Lily. Już nie pamiętasz jak Ciebie nazwał? - spytał James starając się ukryć złość.
Dziewczyna opuściła głowę nie odpowiadając. Aż za dobrze pamiętała tamten dzień na błoniach. Te słowa w jego ustach. Pustkę jaką w sobie poczuła, po stracie najlepszego przyjaciela. Ten moment, kiedy błagał ją o przebaczenie. Długi czas po tym zastanawiała się jeszcze czy dobrze zrobiła nie przyjmując jego przeprosin. Widziała jednak jak po tym coraz bardziej zagłębiał się w kręgi podejrzanych typów interesujących się czarną magią.
 – To jak? - spytał po chwili James przerywając niezręczne milczenie – Przecież nie możemy pozwolić, żeby Łapa tak długo czekał.

Lily podniosła na niego swoje wielkie zielone oczy, na widok których serce Jamesa się rozpuściło i potrząsała potwierdzająco głową. Ponownie rozpoczęli swój marsz w kierunku szkolnej kuchni. Gdy już tam dotarli skrzaty od razu ucieszyły się na jego widok, wciskając mu w ręce pełno smakołyków. Dziewczyna również nie mogła wyjść z podziwu, że skrzaty tak bardzo lubią chłopaka, który przecież tak często broił w wielkiej kuchni Hogwartu.
Szli drogą powrotną, z wyciągniętymi różdżkami kierując lewitujące przysmaki. Część Lily leciała prosto w równych odstępach, natomiast półmiski kierowane przez Jamesa chwiały się niebezpiecznie co chwila pobrzękując wesoło.

Gdy weszli do pokoju życzeń, wszyscy zamilkli na chwilę. Był to dość nietypowy widok. Zazwyczaj ich wspólne wycieczki kończyły się kłótnią, obrażoną Lily i opuchniętym policzkiem Jamesa. Tym razem jednak wrócili w dobrych nastrojach i z miskami pełnymi żarcia.
  –  Jesteście kochani – powiedział Syriusz patrząc świecącymi oczami na jedzenie.
Marry przypatrywała mu się ukradkowo, lubiła patrzeć na jego uśmiech, chciała by kiedyś uśmiechał się tak do niej.
 – No to możemy wracać do gry – stwierdził Remus, odkładając na bok książkę, którą zapełniał sobie wolny czas.
Książka, fuknęła w myślach Zuu, no tak bo przecież książka jest o wiele bardziej interesująca niż ja, oczywiście.

Gdy wszyscy rozsiedli się już wygodnie, wznowiono rozgrywkę. W miarę gdy pustoszały kolejne dzbanki kremowego piwa, towarzystwo zachowywało się coraz luźniej i głośniej. Po pewnym czasie na placu boju zostały tylko wojska Lily, Remusa i Jamesa, ten jednak odpadł w wyniku przemyślanej akcji Rudej, po której uśmiechnęła się do niego triumfalnie. Jednak zbyt mocno skupiła się na wyeliminowaniu Pottera, co momentalnie wykorzystał Remus, systematycznie niszcząc jej linie obrony. Chociaż dziewczyna starała się bronić poległa, w ostatniej spektakularnej walce.
 – To była dobra gra – przyznała Lily przeciągając się.
 – Dobra i długa – dodała Marry ziewając.
 – W końcu jutro niedziela, będziemy mieć czas żeby się wyspać – stwierdził Syriusz.
 – To jak idziemy do wieży Gryffindoru? - spytał Remus.
 – Tylko błagam was, zachowujcie się, nie chce dostać przez was szlabanu jak zwykle – prosiła Zuu błagalnym tonem.

Wszyscy pozbierali swoje rzeczy, rozprostowali kości i powoli ruszyli w stronę portretu Grubej Damy. James szedł z Syriuszem z tyłu, relacjonując mu zdarzenie z korytarza. Chłopak zareagował wzburzeniem, co było dla niego typowe. Ze względu na historię związaną z jego rodziną pałał nienawiścią do wszystkich, którzy uważali się za lepszych tylko i wyłącznie z powodu posiadania czystej krwi. Jamesowi nie zawsze to przeszkadzało. Dopiero gry zobaczył jak wielką przykrość sprawiały Lilce te obelgi zaczął tępić każdego, kto wyśmiewał czarodziei nie czystej krwi. To właśnie za ten pozytywny wpływ na Jamesa Syriusz lubił Rudą.

Po pewnym czasie, wszyscy spokojnie trafili do pokoju wspólnego. Na pożegnanie James posłał Lily buziaka, na co zareagowała tylko znudzonym wyrazem twarzy. Następnie w obu dormitoriach zaczęła się walka o łazienkę. A gdy i wygrani i przegrani z niej skorzystali położyli się w swoich łózkach. Po chwili siedem równomiernych oddechów, świadczących o spokojnym śnie, dołączyło się do innych dających się dosłyszeć w całej wieży Gryffindoru.


* * * * * * * * * * * * * * * * *

Na dzisiaj to już koniec, mam nadzieje, że się nie zawiedliście i z chęcią będziecie chcieli dalej śledzić losy mojej historii. Kolejną notkę planuję na piątek albo ostatecznie sobotę, ale za to postaram się by była dłuższa, buziaki:*

5 komentarzy:

  1. dziękuję za notkę, z niecierpliwością czekam na kolejną :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Z niecierpliwością czekam na następne części. Szkoda, że książki tak szybko się skończyły. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moi drodzy, muszę was strasznie przeprosić. Notka jest prawie skończona, jednak muszę jutro wstać na 5 do pracy, dlatego po prostu natychmiast muszę iść spać. (jest 23:50 google jakoś dziwnie pokazuje) Mogłabym na szybkiego wstawić notkę, ale wtedy nie byłaby ona nawet zedytowana. A nie chce wam przedstawiać jakiś niedokończonych półproduktów. Dlatego obiecuje, że jutro ukaże się notką a w zamian za cierpliwość mogę wam powiedzieć, że będzie fajna akcja dlatego jest na co czekać, pozdrawiam:*

    Jaaa Re: Zgadzam się z Tobą, dorastałam razem z tą książką, teraz czuje jakbym straciła część siebie. Jeszcze do końca nie mogę się pozbierać^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Uch, drugi raz piszę ten komentarz, po tym jak moje wrodzone upośledzenie, go usunęło. AGR...
    Zacznę może od minusów, żeby osłodzić na koniec komentarz (;
    W oczy rzucił mi się brak kilu przecinków, chyba gdzieś na początku rozdziału, ale osobiście uważam, że to nie aż takie ważne. Swoją drogą przeoczyłam Petera, czy go nie było? xD O i mam pytanie, bo szczerze to się zgubiłam. Ile lat mają bohaterowie? Czytając poprzedni rozdział wywnioskowałam, że jedenaście... Było o tym chyba wspomniane, kiedy Syriusz mówił o "nieodpowiednich filmach", czy jak to było ujęte (; A teraz James broni małego Puchona, więc wychodzi na to, że są starsi. W takim razie minęło już kilka lat, a Lily dalej jest dłużna coś Jamesowi, za tę miotłę? No na bank się zgubiłam, więc mam nadzieję, że to wyjaśnisz. Ostatni minus to fakt, że parujesz naszą paczkę. W sumie to praktyczne i prostsze do opisana, ale naprawdę wszyscy musimy iść na łatwiznę?
    Dużego plusa dostajesz na wątek, w którym Jim broni właśnie owego Puchona. Pokazuje to Jamesa w nowym, lepszym świetle. Nie jest już takim głupkowatym żałosnym Gryfonem, którego jedynym celem jest podbicie serca "ukochanej". Naprawdę więcej takich akcji!

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie tego starałam się uniknąć, mnie też denerwuje jak James jest taką pustą powłoką która powtarza tylko "Evans umówisz się ze mną?" i zazwyczaj w takich blogach nie umiem dotrwać nawet do 5 notki. Dlatego robię co mogę, żeby dodać mu kolorów. A więc tak, bohaterowie mają po 17 lat, a ten incydent z miotłą to była taka retrospekcja, ale zdaję sobie sprawę, że za słabo to zaznaczyłam. (Lily winna jest mu to, że musi się czasem zjawiać w Pokoju Życzeń, teraz trochę żałuje tak marnego pomysłu, no ale cóż pociągnę to do końca^^). Nad przecinkami ciągle pracuje, jak chcesz możesz wytykać mi je do woli, w taki sposób szybciej się ich nauczę:)

    OdpowiedzUsuń