Nie ma słów by opisać mój brak konsekwencji w działaniu, przepraszam was kochani:(. Mam naprawdę masę pomysłów, jednak nie zawsze mam czas kiedy mam wenę, a jeszcze częściej weny gdy mam czas. Mogę obiecać jedynie, że postaram się już więcej nie zawalić tak sprawy.
A teraz życzę miłego czytania i komentowania ;]
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Syriusz ziewnął leniwie nie trudząc się nawet by zasłonić usta. Jego przydługie włosy wpadały mu do ciemnych oczu, jednak na poprawienie ich nie miał nawet ochoty. Przejechał wzrokiem po sali. Duchota w klasie nie tylko na niego oddziaływała usypiająco. Siedzący z nim w ławce James opierał twarz na ręce z całej siły starając się by jego powieki nie opadły na dobre. Tylko nieliczne osoby zajmowały się notowaniem monotonnego głosu profesor McGonagall.
Ale nuda, pomyślał Łapa, trzeba szybko coś wymyślić bo inaczej zaraz tu zasnę, a na kolejny szlaban nie mam czasu w moim napiętym grafiku. Co by tu zmajstrować, co by tu zmajstrować?... Mam!
Szturchnął
lekko Jamesa by ten oprzytomniał.
-
Pssssst... Marry - szepnął w stronę czarnowłosej.
W chwili
gdy ta odwracała się, Łapa machnął różdżką i skierował ją
w stronę swojej twarzy. Natychmiast zamiast jego nosa pojawił się
świński nosek.
Dziewczyna
spojrzała na niego pełna zdziwienia i natychmiast parsknęła, z
trudem powstrzymując wybuchnięcie śmiechem. Gdy pani profesor
zauważyła twarz Blacka przewróciła tylko oczami nie przerywając
dyktowania. Syriusz machnął ponownie różdżka i jego twarz
wróciła do normy. Chłopcy spojrzeli na siebie i przybili sobie
piątkę.
Rogacz
natchniony pomysłem przyjaciela pomyślał, że postara się
rozśmieszyć Lilkę by umilić jej tą jakże nudną lekcje.
-
Liluś...Kochanie - szeptał do niej, jednak ona zdawała się go nie
słyszeć. - Eeeeeeeeeeeevans. – nadal zero reakcji.
James
postanowił inaczej zwrócić jej uwagę. Wziął do ręki pergamin,
który i tak był całkiem pusty. Zgniótł go w kulkę i zaczął
celować w stronę Rudej. Był pewien, że trafi dziewczynę w plecy,
w końcu jest wielkim Jamesem, on nie pudłuje. Machnął ręką, po
czym na jego twarzy zaczęło malować się przerażenie. Spudłował.
Po całej
klasie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Otóż kulka z
papieru zamiast trafić w ramie dziewczyny trafiła w jej kałamarz
który wpierw rozlał się na całą jej ławkę, a potem poturlał
się do krawędzi ławki i skończył swój żywot na podłodze w
tysiącu kawałkach.
Rogacz z
trwogą patrzył na swoją ukochaną która zamarła z tuszem lejącym
się jej na kolana. Po chwili drgnęła i powoli, wręcz makabrycznie
zaczęła odwracać głowę w jego stronę. Jej oczy zwęziły się w
szparki, wzrok mroził krew w żyłach. Chłopak w ramach aktu
desperacji wskazał ręką na Syriusza, ten trzepnął go tylko ręką
po tej pustej głowie.
- Co wy tu
wyprawiacie? - spytała zrezygnowana psorka, uratowała tym samym
Pottera przed śmiercią na wskutek porażenia prądem błyskawicami
z oczu Evans – Jak zawsze tylko wam wygłupy w głowach, kiedy do
was dojdzie, że tegoroczne egzaminy zaważą o waszej przyszłości?
Machnęła
różdźką widząc plamę na posadzce. Po atramencie nie było
śladu. Tym który zapisywał notatki Lily także.
* * *
Promienie
słońca przebijając się przez cienkie zasłony leniwie wpadały do
opustoszałego pokoju wspólnego. Wszyscy Gryfoni woleli korzystać z
pięknej pogody wypoczywając na błoniach zamiast siedzieć w
dusznym pokoju. Jedynie dwójka uczniów postanowiła zostać. Nie
wdawali się jednak w rozmowę, cisze przerywało jedynie skrobanie
pióra.
Panna
Lilyanne siedziała na skórzanym fotelu z skrzyżowanymi rękoma. Na
jej twarzy malował się grymas znudzenia. Uważnie obserwowała
chłopaka siedzącego na kanapie obok. Był zgarbiony nad pergaminem,
który starał się szybko wypełnić.
-
Liluś ja naprawdę nie chciałem - powiedział okularnik podnosząc
na dziewczynę smutny wzrok.
Ona
automatycznie skrzywiła jeszcze mocniej nosek demonstrując całe
swoje oburzenie. Widząc to bez słowa wrócił do przepisywania.
No
cóż, pomyślała Ruda. Chyba nie będę mogła się na niego długo
gniewać. W końcu przeprosił mnie i sam zaproponował że przepisze
notatki. Gdyby jeszcze tylko zaczął myśleć zanim coś zrobi. To
już byłby duży postęp.
Promienie
słońca spadły na włosy Jamesa migotliwie je rozświetlając.
Dziewczyna zapatrzyła się przez chwile na to zjawisko. Potem
przesunęła wzrok na jego kark i smukłą, ale wciąż
niewyobrażalnie męską szyje. Akurat przełknął ślinę,
towarzyszyło temu gwałtowne poruszenie się jego jabłka Adama. Pod
luźną koszulką odznaczały się jego delikatnie napięte mięśnie.
Treningi Quidditch'a znakomicie wymodelowały jego ciało. Pomyślała,
że te ramiona nie raz już ją przytulały, ale przez to, że zawsze
automatycznie się wyrywała nie zapamiętała nawet jakie to
uczucie.
Zła
na swoje myśli wstała gwałtownie i szybkim krokiem podeszła do
okna otwierając je szeroko, chcąc zwalić winę swoich dziwnych
myśli na duchotę. Zaciągnęła się świeżym powietrzem. Chłopak
oderwał się na chwilę od pracy i spojrzał na postać swojej
ukochanej skąpanej w zachodzącym słońcu. Wyglądała niczym
anioł. Uśmiechnął się wracając do przepisywania, chcąc by jego
pismo był jak najbardziej dokładne i czytelne, specjalnie dla
niej.
Dziewczyna
drgnęła nerwowo czując, że coś ociera się o jej nogę.
Spojrzała w dół i uśmiechnęła się ciepło.
- Ooo
Kayle, znalazłaś się – powiedziała i przykucnęła by
pogłaskać swojego ulubieńca.
Był
nim puszysty kotek o sierści tak rudej jak włosy jej właścicielki.
Lily znalazła go w pierwszej klasie niedaleko zakazanego lasu,
wyglądał bardzo marnie, więc dziewczyna od razu się nim zajęła.
Gdy okazało się, że nikt go nie szuka postanowiła go przygarnąć.
Kotka była jednak straszną indywidualistką, potrafiła znikać na
kilka dni po to, by kolejny tydzień grzać się przed kominkiem. Z
czasem stała się ulubieńcem wszystkich gryfonów i została
okrzyknięta „rudym kotem Rudej”.
W
końcu wyprostowała swoje nogi kończąc pieszczoty. Kayle czekała
jeszcze chwile w nadziei na kontynuacje, po czym podeszła do Jamesa
i zwinnie wskoczyła mu na kolana. Chłopak uśmiechnął się,
przeczesał jej sierść i wrócił do pracy.
No
tak, od zawsze lubiła Jamesa i strasznie się do niego łasiła,
chyba powinnam czuć się zazdrosna. Chociaż to chyba dobrze,
przynajmniej jakieś rude stworzenie odwzajemnia jego uczucia,
zaśmiała się w duchu.
*
* *
-
Marry Ci naprawdę nie nudzi się przychodzenie na każdy ich
trening? - spytała znudzona Zuu znad kolorowego magazynu.
-
Przecież wiesz jak bardzo lubię Quidditch'a - powiedziała nie
spuszczając wzroku z zawodników.
-
Marry... - zaczęła blondynka tonem który zmusił dziewczynę do
spojrzenia na nią - Powinnaś mieć jakiś kolorowy transparent jak
inne jego fanki, żeby Black łatwiej Cie zauważył - dodała
patrząc na nią przenikliwym wzrokiem.
- Udam,
że tego nie słyszałam - stwierdziła zimnym głosem i wróciła
do swoich obserwacji.
Jej
policzki zaróżowiły się lekko, a delikatny uśmiech mimo, że
piękny zdawał się być wymuszony.
Ehhh...
Pomyślała Zuu. Czemu ona nie chce się przyznać do swoich uczuć?
Czemu nie chce się od nich uwolnić? Przecież ona ma je wypisane na
twarzy. Trzymając je w sobie tylko się katuje, jeśli mu ich nie
wyzna nigdy nie dostanie odpowiedzi.
Po
treningu dziewczyny poszły się spotkać z Huncwotami. Łapa nie
zdążył jeszcze zmienić szaty. Zdyszany, rozgrzany, z wypiekami na
twarzy. Marry zrobiło się słabo na ten widok.
-
No cześć dziewczyny, jak wam się podobał nasz trening? - Spytał
Syriusz uśmiechając się szeroko na ich widok.
Zuu
miała nadzieje, że jej znudzony wyraz twarzy powie wszystko, Marry
natomiast uśmiechnęła się i powiedziała:
-
No wiesz najgorzej to może nie było, ale musisz popracować nad
unikami, ciągle jest z nimi beznadziejne – stwierdziła wiedząc,
że słodząc mu będzie jak tuzin innych dziewczyn.
-
Pffff... Tylko nasza Marryś nie chce mnie pochwalić - zaśmiał się
czochrając pieszczotliwie jej włosy.
Jej
serce zaczęło bić szybciej, a w duchu modliła się by jej twarz
nie zrobiła się cała czerwona. Nie rób tak więcej, błagała w
myślach, nie rób tak, bo jeśli nie przestaniesz traktować mnie
tak dobrze zacznę wymyślać sobie rzeczy które dla Ciebie nigdy
nie będą istnieć.
-
Jakbyś dobrze grał to mogłabym chwalić - wytknęła mu język
starając się by jej zachowanie wyglądało jak najbardziej
normalnie.
-
Obiecuje, że specjalnie dla Ciebie będę trenować dwa razy ciężej
- powiedział udając poważny ton i teatralnie kładąc rękę na
sercu.
Ciekawe
ilu dziewczyną dziennie to obiecuje, pomyślała złośliwie Zuu.
Nie lubiła go, to fakt. Nie lubiła sposobu w jaki traktuje
dziewczyny. Nie lubiła, że każdej dawał nadzieje, by potem je
brutalnie zniszczyć. I w końcu nie lubiła tego, że od czasu kiedy
go poznała nie wyczuła by żadną z nich kochał.
-
Zobaczymy jak Ci wyjdzie - stwierdziła uśmiechając się
najbardziej uroczo jak tylko potrafiła.
-
Zawsze udaje mi się zrobić to co postanowię - zapewnił
szarmancko.
Odwrócił
głowę lekko w lewo i uśmiechnął się szeroko.
-
Dziewczyny musicie mi wybaczyć, ale muszę was opuścić -
powiedział przepraszającym tonem - Marry zabrałabyś moją torbę
do Dormitorium? Mam ważną sprawę do załatwienia.
-
Nie ma sprawy - zgodziła się ulegając jego uśmiechowi.
-
Kochana jesteś - powiedział po czym oddał jej swoją torbę i
powędrował w wcześniej wypatrzonym kierunku.
Blondynka
obejrzała się w stronę którą poszedł Syriusz.
Całkiem
długie nogi mają te jego ważne sprawy, pomyślała Zuu widząc że
chłopak podszedł do dwóch blondynek, wcale nie brzydkich. Złapała
przyjaciółkę za rękę i pociągnęła ją w drugą stronę
upewniając się by ta nie zobaczyła z kim rozmawia teraz jej
miłość.
- Chodźmy,
musimy wejść jeszcze do biblioteki - powiedziała chcąc
usprawiedliwić swoje gwałtowne zachowanie.
Marry
kiwnęła tylko głową i z głupim uśmiechem ruszyła za
przyjaciółką.
Naiwna,
stwierdziła Zuu, no po prostu naiwna.
W
Bibliotece szybko znalazły książki o które prosiła je Lily.
Marry natomiast wyszukała dla siebie jakieś naprawdę kiepskie
romansidło. W tym momencie blondynka przestała się dziwić,
dlaczego jej przyjaciółka jest taka naiwna w sprawach miłości.
Gdy
weszły do pokoju wspólnego nie było tam żadnego huncwota. Marry
stwierdziła, że nie powinna zostawiać rzeczy Syriusza tutaj
dlatego skierowała się w stronę ich dormitorium. Gdy przekroczyła
próg kwatery głównej huncwotów jej oczom ukazała ich
sypialnia, w niezmiennym chaotycznym stanie. Cała zabałaganiona i
kolorowa. Pierwsze łóżko było niedbale pościelone walało się
na nim kilka pergaminów i części które zapewne używane były do
klejenia modeli. Natomiast posklejane już modele przyczepiane
były do ściany nad łóżkiem. Ta cześć pokoju należała do
Petera, uwielbiającego majsterkować. Następne łóżko było
idealnie pościelone, rzeczy na szafce były dokładnie poukładane,
a po podłodze nie walał się nawet kurz. Taaak, ten nasz
pedantyczny lunatyk, zaśmiała się Marry. Łóżko po prawej pełne
było pogniecionych ubrań, które walały się także po podłodze.
Tak po prawdzie to po podłodze walało się naprawdę wszystko co
tylko mogło się zaliczyć do męskich rzeczy, tak jakby nie
istniało coś takiego jak szafy. Plakaty zawodników Quidditch'a,
zdobiły jego ścianę. Na szafce leżał otwarty magazyn o tej samej
tematyce i zdjęcie jej przyjaciółki zrobione w pierwszej klasie.
Muszę powiedzieć Lily by częściej robiła sobie warkoczyki,
zamyśliła się.
Ostatnie
łóżko było równie zabałaganione jak poprzednie. Dziewczyna
zaróżowiła się delikatnie gdy spostrzegła plakaty mogolskich
modelek poprzyczepiane do ściany. Niektóre z nich były bardzo
skąpo ubrane. Podeszła do jego łóżka i delikatnie oparła jego
torbę o nóżkę. Już chciała wracać, jednak uległa pokusie.
Wzięła w dłonie jego poduszkę i wtuliła w nią twarz. Pachniała
nim. Tak strasznie nim pachniała. Na moment zakręciło jej się
lekko w głowie. Miała świadomość, że to co teraz robi jest
niesamowicie głupie, jednak uśmiech jaki malował się na jej
twarzy świadczył o tym, że w najmniejszym stopniu tego nie żałuje.
Po chwili zorientowała się, że jednak przesadza. Odłożyła
szybko poduszkę starając się by nikt nic nie zauważył i szybko
wycofała się z dormitorium chłopaków. Jakie to śmieszne,pomyślała
schodząc po schodach. Niby człowiek jest coraz starszy, a i tak
ciągle zachowuje się jak dziecko.
*
* *
-
Nooo, skończone - odetchnął Potter przeciągając zesztywniałe
plecy.
-
Cieszy mnie to niezmiernie - powiedziała z przekąsem odrywając się
od książki. - Dziękuje - dodała gdy chłopak podał jej pergamin.
Dziewczyna
musiała przyznać, że bardzo się postarał. Znała jego pismo i
widziała, że czasem miał problemy z rozczytaniem samego siebie.
Natomiast na pergaminie wszystko zapisane było całkiem czytelnie.
-
Wiesz Liluś - zaczął niepewnie James - nie chciałabyś wpaść
dzisiaj na małą imprezę do pokoju życzeń? Błagam nie daj się
prosić - kontynuował szybko widząc jej nieprzychylny wyraz twarzy
- Będziemy tylko my, nikt więcej, żadnej większej imprezy, a do
tego nie opiliśmy przecież jeszcze naszego zwycięstwa, z którego
przecież i Ty jesteś zadowolona.
-
Zapomnij Potter - powiedziała zbierając swoje rzeczy - mam o wiele
ciekawsze zajęcia niż picie z wami.
*
* *
-
O, Ruda, co Ty tutaj robisz - zaśmiał się Syriusz gdy Panna Evans
i jej dwie przyjaciółki przekroczyły próg pokoju życzeń - nie
wierze, żebyś przyszła tutaj z własnej woli.
Uśmiech
znikł z jego twarzy, gdy ta spiorunowała go spojrzeniem.
*
* *
-
Lily, proszę, proszę, proszę - jęczała Marry błagalnym tonem.
Był
już wieczór, dziewczyny siedziały w swoim dormitorium, jednak nie
było w nim teraz sposobności do odpoczynku.
-
Ile razy mam Ci powtarzać, że nie mam zamiaru spędzać z nimi
więcej czasu niż to koniecznie - powiedziała Lily znudzona już
paplaniną przyjaciółki.
-
Błagam Cie, przecież wiesz, że bez Ciebie nie pójdziemy -
Czarnowłosa nie dawała za wygraną.
-
No to nie pójdziemy wcale, problem rozwiązany - stwierdziła
wracając do książki.
- Jak
możesz być taka? Przecież oni nie są najgorszym towarzystwem -
Marry była na Lilkę naprawdę zła.
- Tak
się cieszyła gdy dowiedziała się, że Huncwoci zaprosili je,
właśnie je. Miała niepowtarzalną okazje pobawić się trochę w
towarzystwie Syriusza, bez jego natrętnych fanek. Świadomość, że
będzie musiała zrezygnować tej przyjemności tylko dlatego, że
jej przyjaciółce nie w smak spędzić tylko trochę więcej czasu
z Potterem bolała ją.
-
No widzisz, dla mnie są.
-
Ehhh... Lily, powiedz mi czemu to Ty nie możesz się czasem dla nas
poświęcić? - Tym razem to Zuu włączyła się do rozmowy - Chodź
Marry, skoro Lily chce spędzić ten wieczór z książką zamiast z
nami nie możemy jej zatrzymywać - dodała idąc w stronę drzwi.
Zdezorientowana
dziewczyna popatrzyła się wpierw na Zuu potem na Lily, opuściła
głowę i podążyła za Blondynką.
-
Uparte... - syknęła do siebie Ruda i odłożyła książkę na
półkę - zaczekajcie na mnie - zawołała za dziewczynami
schodzącymi po schodach.
*
* *
-
Za młodzieńcze lata - krzyknął radośnie Syriusz wznosząc do
góry swój kufel z kremowym piwem, które jak zawsze załatwił
James.
Wszyscy
zgodnie wznieśli swoje kufle, wtórując mu.
- Kto
by uwierzył, że to ostatni rok. Pamiętam jakby to było wczoraj
gdy wsiadałem po raz pierwszy do pociągu, nie wiedząc co mnie
czeka – rozmarzył się Peter wycierając piane pod nosem.
- Cóż,
tego się nie zapomina – stwierdziła Zuu z uśmiechem.
- Wtedy
przynajmniej mogliśmy się czuć bezpieczni – dodała Marry z
krzywym uśmiechem.
- Kolejne
złe wiadomości? - Spytała Lily.
- Kolejne
– parsknął Remus – z każdej strony dochodzą coraz to nowsze
wiadomości o ich poczynaniach. Stają się coraz bardziej zuchwali.
- Marudzicie,
przed nami jeszcze jeden wspaniały rok, musimy go jak najlepiej
wykorzystać – powiedział James z niepewnym uśmiechem chcąc
rozładować napięcie.
- Chyba
wiem co masz na myśli, Rogaczu – Łapa zrozumiał o co chodzi i
uśmiechnął się szeroko.
- Chłopaki,
czy wy naprawdę nigdy z tego wyrośniecie – westchnęła
zrezygnowana Lily.
- Oj
Ruda, przecież mieliśmy przerwę przez całe wakacje, Flich na
pewno się za nami stęsknił – zaśmiał się Syriusz – należy
mu się trochę rozrywki.
Może
gdyby nie alkohol we krwi. Może gdyby nie to, że chciała
udowodnić, że potrafi się dobrze bawić. Może gdyby nie jej
naturalna tęsknota do przygody. Może gdyby woźny nie zalazł jej
za skórę już dawno temu, dziewczyna stanowczo zabroniłaby
jakichkolwiek wybryków. Może.
- To
co planujecie? – Spytała z zadziornym uśmieszkiem.
*
* *
- Pamiętajcie
dziewczyny jak tylko rzucamy łajnobombę i jak tylko Flich wyjdzie
uciekamy, rozumiecie – przypominał Lupin.
- Lunatyku,
powtarzasz nam to już dziesiąty raz – poirytowała się Marry,
trzymając się posągu za którym się chowali.
- Tak,
ale...
- Ciii...
Syriusz zaraz będzie rzucał – Uciszyła ich Zuu.
Przez
chwilę na korytarzu panowała idealna cisza, przeciął ją świst a
potem huk towarzyszący wybuchu łajnobomby. Idealnie trafiając w
dębowe drzwi. Momentalnie udało się za nich usłyszeć donośny
wrzask.
Flich
z wściekłością otworzył drzwi, jego oczom ukazała się wielka
winorośl układająca się w napis:
„Chcesz
być strasznie groźny?
Bądź
jak nasz woźny.”
- W
nogi – szepnął James, nikt nawet nie myślał by protestować.
- Wy
bezużytecznie szczeniaki – wrzeszczał czerwieniąc się –
niech no ja was tylko dorwę.
Zaczął
biec w stronę schodów, przy okazji wdeptując w pozostałości po
łajnobombie. Biedaczek nie wiedział, że psotnicy uciekli w
przeciwnym kierunku.
*
* *
- Hahahahahaha...
Widzieliście jego minę – Syriusz nie mógł opanować śmiechu –
akcja pierwsza klasa.
- Dokładnie
Łapcio – wyszczerzył się James – nie wyszliśmy z wprawy.
- A
niby człowiek z wiekiem powinien poważnieć – zakpiła Lily ze
słodkim uśmiechem.
- My
i poważni? - spytał Syriusz nie starając się nawet kryć
rozbawienia – Ruda, proszę Cię.
Bieg
mimo że krótki okazał się na tyle męczący, że resztę drogi do
wieży gryfonów przemaszerowali spokojnie. Starając się
przestrzegać ciszy nocnej rozmawiali szeptem. Jedynie Peter lub
Syriusz co chwila wybuchali niepohamowanym śmiechem. Dlatego Remus
przezornie miał wyciągniętą mapę i dokładnie sprawdzał czy
droga przed nimi nie roi się od szlabanów i ujemnych punktów dla
Gryffindoru. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że w ich grupie
był perfekt i perfekt naczelny, piękny przykład dla innych,
naprawdę piękny.
- Dobranoc
Liluś, słodkich snów skarbie – powiedział James z uśmiechem
gdy oboje byli już na schodach do swoich dormitoriów.
- Ehhhhh...
jeśli jestem Twoim skarbem, to wywieź mnie gdzieś daleko w las i
zakop, bym już nigdy nie musiała słuchać jak nazywasz mnie
„Liluś” - powiedziała znudzona, nie zatrzymując się.
- Zakopać
byłoby szkoda, ale nad wywiezieniem w las się zastanowię –
rozbawił się James.
Dziewczyna
zatrzymała się i patrząc w jego stronę przewróciła oczami.
Chłopak wysłał jej jedynie całusa i zniknął za drzwiami.
- I
jak, nie było tak źle, prawda? - Spytała się Zuu.
- Nie
było – odpowiedziała cicho Lily siedząc na łóżku i powoli
pozbywając się garderoby.
- No
widzisz? I na co był ten cały początkowy sprzeciw... -
powiedziała Marry z lekkim wyrzutem w głosie.
Lily
pochyliła jedynie lekko głowę, nie lubiła przyznawać się do
błędów.
- Oj
no rozchmurz się – czarnowłosa usiadła koło przyjaciółki
widząc jej reakcje – zdążyłyśmy już przywyknąć do Twojego
ślepego uparcia, w końcu za to Cie kochamy.
- Ale
co jak co, kolejnym razem po prostu pamiętaj, że my wiemy lepiej –
dodała Zuu z uśmiechem.
*
* *
Od
samego rana ten dzień nie podobał się Lilce. Mieli same ciężkie
teoretyczne lekcje i nawet ją zdążyła rozboleć ręka od ilości
notatek jakie musiała zrobić. To jeszcze teraz zamiast odpocząć
podczas obiadu musiała iść do profesor McGonagal, gdyż ta pilnie
ją wzywała. Powoli miała dość swojej jakże zaszczytnej funkcji.
Mimo że bycie prefektem naczelnym przynosiło jej sporo dumy, biorąc
pod uwagę fakt, że była pierwszym nieczystej krwi. To jednak nawał
obowiązków jaki przybył jej z tego tytułu był czasem nie do
zniesienia.
Zapukała
trzy razy, słysząc ciche 'wejść' nacisnęła pięknie zdobioną
klamkę i popchnęła ciężkie drzwi. Za biurkiem siedziała pani
profesor zawzięcie coś pisząc, jednak na jej widok odłożyła
pióro. Obok niej stał nie kto inny jak Pan Potter we własnej
osobie, jak zwykle szczerzący się do niej głupkowato. Znowu on,
pomyślała zrezygnowana, to nie wróży nic dobrego, czy ja się
nigdy od niego nie uwolnię?
- Dziękuje
za przyjście – zaczęła pani profesor.
Dziewczyna
chciała spytać, czy miała jakieś inne wyjście, ale ugryzła się
w język kiwając jedynie głową.
- Tym
razem potrzebuje Ciebie Lily do oznakowania naszych obrazów
magiczną pieczęcią, jak wiesz jest ich mnóstwo, dlatego
konserwatorom, którzy odwiedzają by się nimi zajmować, ciężko
się czasem połapać. Dlatego też pan Dyrektor dał mi ten o to
instrument – tu wskazała na dziwnie wyglądające urządzenie,
pokaźnych rozmiarów, leżące na stoliku obok – który ma je
oznakować a potem pomóc w szybkiej lokalizacji. Zadanie nie jest
trudne, wystarczy tylko nakierować tę wypustkę na obraz i stuknąć
różdżką. Jednak ze względu na wielkość tego urządzenia
stwierdziłam, że pan Potter będzie Ci pomagał w ramach swojego
szlabanu który ma u mnie do odpracowania. Wzięłam też pod uwagę
fakt, że jego... - tu długo szukała odpowiedniego słowa –
niezwykle dobra znajomość zamku, może Ci się przydać. Czy
wszystko jasne?
- Oczywiście
Pani Profesor – odpowiedziała Lily bez cienia entuzjazmu.
- To
świetnie, panie Potter, proszę po lekcjach przyjść do mnie po
sprzęt i zacząć będzie mogli od razu. Jeśli nie macie żadnych
pytań to żegnam, mam sporo papierkowej roboty, do widzenia.
- Do
widzenia pani Profesor – odpowiedzieli oboje i wyszli z gabinetu.
- Nie
patrz tak na mnie – pisnął James widząc morderczy wzrok
ukochanej – Nie miałem z tym nic wspólnego.
- Jakoś
tak bardzo mało chce mi się w to wierzyć – stwierdziła
odwracając się i zaczynając kierować się w stronę wielkiej
sali, by zdążyć na koniec obiadu.
- Naprawdę,
myślałem, że znowu dostanę jakiś koszmarny szlaban – zarzekał
zrównując z nią swój krok.
- No
cóż – westchnęła dziewczyna – trzeba przyznać, że szlaban
Ci się wyjątkowo dobry trafił, prawda?
- Najlepszy
– odpowiedział z uśmiechem przeczesując włosy.
- Chodź
tędy – przerwał ciszę James pociągając dziewczynę za rękaw,
sprawiając, że lekko straciła równowagę.
- Mówiłam
Ci z milion razy, że nie lubię jak się mną szarpie, prawda? -
spytała ze złością, wyrywając mu się.
- Ale
chyba chodzić głodna przez cały dzień też nie lubisz prawda? -
powiedział łagodnie, nie zrażając się jej tonem, w końcu przez
tyle lat zdążył się przyzwyczaić – Tędy będzie dwa razy
krócej.
Dziewczyna
nie powiedziała już nic więcej, jednak podążyła za chłopakiem.
hej piszesz na serio fajne historie ktore straaasznie mi sie podobaja przeczytalam wszystkie na tym blogu i od dzisiaj jetem MEGA fanka. pisz czesciej blagaam
OdpowiedzUsuńDziękuje za tak pochlebną wypowiedz. Mogę zdradzić, że nowy rozdział już jest w drodze, powinien się pojawić na dniach;]
UsuńBlog dodany do Katalogu, pojawi się w Aktualizacji 039
OdpowiedzUsuńTajemniczy Ogród
Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga:)
OdpowiedzUsuńOd razu z zaciekawieniem przeczytałam wszystkie notki. Bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz- dużo dialogów, ciekawe opisy i co najważniejsze dużo Huncwotów:) Podoba mi się też, że dokładnie opisujesz uczucia poszczególnych postaci, dzięki temu można lepiej się wczuć w ich sytuację. Czekam na część oczami Syriusza (mam nadzieję, że takowa się pojawi) <3
Dlatego dodaję Cię do obserwowanych i z niecierpliwością czekam na kolejne notki:)
Ja sama też postanowiłam zacząć pisać bloga. Jest to mój pierwszy "twór" i sama już wiem, że powinnam pozmieniać sporo rzeczy, ale jeżeli masz ochotę poczytać, to zapraszam :)
who-will-protect-me.blogspot.com
(przepraszam za ten mini spam, ale chciałabym poznać opinie na temat mojego opowiadania, żeby wiedzieć na czym się skupić i w przyszłości pisać coraz to lepsze notki:)
Heeej chcesz żebym wpadła w jakieś szaleństwo czy co ??? Codziennie wchodzę tu i zaczyna mnie to przerażać. Błagaaam napisz nowy rozdział bo oszaleję !!!
OdpowiedzUsuń~~Marysia~~
Lubię Marry. Nie wiem czemu, ale ją lubię xD Chyba najbardziej ze wszystkich bohaterów. Mimo wszystko wydaje się być najlepiej wykreowaną bohaterką. Jest taka nieśmiała i urocza xD Wcześniej napisałam, że ona i Zuu są bardzo do siebie podobne, jednak teraz muszę przyznać, że Zuu blednie i wydaje się być bezosobowa. Zauważyłam też, że masz problem z dialogami (A któż ich nie ma xD) W każdym razie jeśli masz napisane np.
OdpowiedzUsuń- Najlepszy – odpowiedział z uśmiechem przeczesując włosy. (Swoją drogą po uśmiechem powinien być przecinek, albo przed. Bo nie wiadomo czy odpowiedział z uśmiechem, czy może z uśmiechem przeczesał włosy (;)
Wracając do tematu. Tutaj masz poprawnie napisanie. Odpowiedział pisze się małą literą, bo ma to związek z tym co powiedział. Tak samo jakbyś miała np. rzucił, mruknął, burknął, powiedział, zapytał. Wtedy jest mała.
- Chodź tędy – przerwał ciszę James pociągając dziewczynę za rękaw, sprawiając, że lekko straciła równowagę. ---- Tutaj np. jest źle, "przerwał" powinno być z dużej litery.
Tłumaczyć nie umiem i pewnie wyjdzie na to, że się mądrze a sama robię błędy, ale nie robię tego złośliwie. Chciałam pomóc (;
Cieszę się, że Marry spełnia swoje zadanie, nie da się jej nie lubić, co nie?^^ A co do Zuu, to trochę specjalnie chcę ją zrobić taką bezbarwną, ale i tak w kolejnych notkach postaram się dodać jej trochę koloru. Jestem też pewna, że nie polubisz mojego Syriusza;P Co do dialogów, to niezmiernie się cieszę, że w końcu ktoś mnie nauczy jak się je poprawnie pisze:D A więc tak to z odpowiedział (czyli z małej wszystkie takie, które opisują mówienie, dobrze myślę?) i przecinkiem rozumiem. Z tego wychodzi, że przerwał z dużej dlatego, że nie opisuje to czynności mówienie, tak? Mam więc jeszcze małe pytanie, po "Chodź tędy" powinna być wtedy kropka, czy nie? Jeszcze raz ogromnie dziękuje za pomoc:*
Usuń