Witam. Jak łatwo zauważyć jest to kolejny blog opisujący wielką miłość Lily i James'a. Wiem, że owa historia została już opisana co najmniej "milion" razy. Jednak ostatnio gdy chciałam poczytać kolejne tego typu opowiadanie, nie mogłam znaleźć niczego interesującego. Dlatego właśnie postanowiłam napisać tę historie po swojemu. Co z tego wyjdzie? Sami się przekonacie. Jak na razie gorąco zachęcam do zostawiania komentarzy (które na pewno będą dla mnie silną motywacją), a także subskrybowanie mojego bloga, by moc być zawsze na bieżąco.
Pozdrawiam:*
środa, 30 maja 2012
Część V "Bo czasem trzeba wziąć sprawy we własne ręce"
Oto przed wami kolejna cześć mojego opowiadania. Dedykuje ją SkinnyAngel dla której stało się one małym uzależnieniem, z czego się osobiście bardzo cieszę. I z radością mogę zapewnić Cie, że jeszcze przez długi czas zamierzam dostarczać Ci kolejne dawki;]
Jak zawsze zachęcam do czytania i komentowania, gdyż to właśnie wasz odzew daje mi motywacje by jak najszybciej naskrobać coś nowego.
Buziaki ;*
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
- Marry co Ty tam piszesz?
Pannę Lily, wchodzącą właśnie do pokoju wspólnego, przywitał zadziwiający wręcz widok, Otóż jej najlepsza przyjaciółka siedziała ze skupieniem nad książkami, bez wątpienia była to praca domowa. Problemu tak by naprawdę nie było, gdyby nie fakt, że czarnowłosa dziewoja od prac domowych stroniła jak tylko mogła i najczęściej błagała Lily o udostępnienie jej swoich wypocin.
Hmmm, zamyśliła się rudowłosa, chyba od razu powinnam z nią iść do skrzydła szpitalnego, to wygląda na poważną sprawę.
- Ooo, Lily – dziewczyna podniosła znad pergaminu swoje wesołe oczy – Syriusz poprosił mnie o sprawdzeniem jego pracy domowej.
- Sprawdzenie? - Spytała krytycznie patrząc na pusty pergamin – przecież tutaj nic nie ma.
- Ehh, wyszła mu ona dość... kiepsko. Stwierdziłam, że już lepiej będzie napisać ją od nowa.
- Naprawdę dałaś mu się tak wrobić? - Lily nie kryła rozbawienia.
- On tak ładnie poprosił – odpowiedziała zawstydzona Marry – a do tego mówił, że mają coś bardzo ważnego do zrobienia.
- Taaaaaak... Oni zawsze mają coś ważnego do zrobienia – stwierdziła z przekąsem.
***
- Uważaj jak chodzisz!
- Łapa, przymkniesz się w końcu? - szepnął nerwowo James szczelnie zakrywając ich peleryną niewidką.
Skradali się korytarzami Hogwartu. Jeden starał się okryć ich peleryną, drugi zaciekle przeszukiwał mapę. Szło im to strasznie niezdarnie, ponieważ oboje należeli do osób raczej wysokich, a do tego zupełnie nie potrafili zgrać swoich kroków.
- Cicho bądź zaraz się z nim zrównamy – syknął Syriusz wytężając wzrok nad mapą Huncwotów.
Mieli wielkie szczęście. Profesor Hitch miał właśnie dyżur na holu na 3 piętrze. Z skwaszoną miną przyglądał się uczniom. Widać było że tylko szuka pretekstu by poznęcać się nad kimś. Nie szukał długo. Perfidnie, wiedząc że nie poniosą za to żadnej konsekwencji, trójka ślizgonów na jego oczach zaczęła popychać jakiegoś pierwszoroczniaka. Niechybnie nie miał on czystej krwi. Nauczyciel nie reagował przyglądając się temu z uśmieszkiem.
Syriusza przeszedł dreszcz, twarz Jamesa choć nadal niebrzydka była zła, bardzo zła. Pozostał jednak w miejscu, nie rozluźniając mięśni.
Łapa w porę zauważył zaciętą minę Jamesa i pięści które zaciskały się coraz mocniej. Widać było, że nie może się temu bezczynnie przyglądać. Prawdę powiedziawszy w Syriuszu także wszystko się gotowało. Nienawidził on rasistowskich podziałów równie mocno co jego przyjaciel. Jednak wiedział, że nie mogą teraz zareagować.
- Nie ruszaj się – szepnął do niego łapiąc go za ramię – chcesz się pozbyć źródła problemu czy nie.
Wiara w ludzi Łapy odnowiła się w momencie gdy na pomoc biednemu chłopakowi nadszedł perfekt puchonów. Black znał go z widzenia. Wydawał się człowiekiem bardzo sumiennym, jednak niezbyt przejmującym się nikim innym poza sobą. Cóż, pozory mylą, pomyślał.
Perfekt pozbawił napastników róźdzek, po czym bez ogródek zaczął krzyczeć na profesora za brak reakcji, ten oburzony jego tonem, stracił panowanie nad sobą i przez ponad 10 min krzyczał na niego za brak kultury, a potem zaczął swój wykład mówiący, że nie zamierza pomagać szlamą i że sam popiera takie działania, bo szlamy nie mają prawa uczyć się magii.
- Bingo – szepnął Syriusz.
***
- Szybko wam poszło – stwierdził Remus przesłuchując nagranie.
- Ja naprawdę nadal nie mogę pojąć jak on się tu znalazł – powiedział ciągle zły James.
- A czy to nie oczywiste? - spytał Peter cieszący się z faktu, że jego urządzenie zdało egzamin. - Przecież jego poglądy bez wątpienia świadczą o poparciu dla czarnego pana. Nie byłoby wielkim zdziwieniem gdyby był tutaj wysłany jako szpieg.
- Bardzo prawdopodobne jest, że masz racje – stwierdził ze smutkiem Lunatyk.
***
Ehhh... Nie wiedziałam że obowiązki prefekta naczelnego będą aż tak meczące, pomyślała Lily. Muszę chodzić w tę i z powrotem, ciągle coś załatwiać, kiedy ja znajdę czas na naukę? A co jeśli będę musiała iść po coś do profesora Hitch'a? Nie ma nawet opcji...
Lily była co najmniej nie w humorze. W dormitorium czekały na nią same książki i wypracowania, a ona biegała po zamku na polecenie profesor McGonagall. Musiała zebrać pozwolenia na wycieczki do Hogsmeade. Jakby nie mogli wysłać sobie sów!
Wolno przemierzała korytarz, nie miała zamiaru się nigdzie spieszyć. Zresztą była na to zbyt zmęczona. W pewnym momencie zobaczyła Jamesa Pottera w własnej osobie. Co najdziwniejsze był sam. Opierał się o ścianę i czytał jakiś skrawek pergaminu. Dziewczyna przypomniała sobie jak ostatnio nakrzyczała na niego i zrobiło jej się strasznie głupio. Bo gdy już się uspokoiła zrozumiała, że postąpiła wobec niego bardzo niesprawiedliwie. Poczuła nagłą chęć by go przeprosić.
Podeszła do niego powoli. Trochę nieśmiało.
- James – powiedziała cicho i łagodnie.
Chłopak ocknął się z zamyśleń i zdziwiony podniósł oczy znad pergaminu.
- Lily – jego zdziwienie okazało się jeszcze większe gdy zobaczył kogo ma przed sobą, wyprostował się, a uśmiech momentalnie wpełznął na jego usta – co Ty tutaj robisz?
- Ja... - zaczęła Ruda nie bardzo wiedząc jak ułożyć słowa. Świdrujące oczy chłopaka zbijały ją z tropu, a do tego gdy już się wyprostował był od niej o ponad głowę wyższy przez co czuła się dziwnie stojąc tak blisko niego. - Ostatnio potraktowałam Ciebie bardzo niesprawiedliwie, chciałam Cie przeprosić – wydusiła z siebie w końcu lekko się rumieniąc.
Gdy już do Rogacza doszedł sens jej słów jego uśmiech zrobił się jeszcze większy, a z oczy stały się bardzo łagodne. Odruchowo przeczesał ręką swoje gęste czarne włosy.
- To ja przepraszam, nie powinienem się tak zachować, muszę przyznać...
Lily nie było dane dowiedzieć się do czego chciał się przyznać James, ponieważ między nich wepchnęły się dwie piątoklasistki.
- Ahh... James Potter, wszędzie Cie szukałyśmy – zaczęły trajkotać, jak dla Lily miały zdecydowanie za mocny makijaż i zbyt odkryty dekolt.
- Tak bardzo chciałybyśmy od Ciebie autograf...
Ich piskliwy chichot dzwonił w uszach Lily. Nie miała pojęcia dlaczego te dziewczyny, aż tak ją drażniły. Jamesowi jednak chyba nie przeszkadzały, bo przybrał swój niezawodny uśmiech podrywacza i zaczął z nimi żartować gdzie to mógłby się im podpisać. O nieskończonej rozmowie z Rudą zdawał się zapomnieć.
Trzeci raz, pomyślała Lily z oburzeniem, trzeci raz przeczesał sobie włosy w ciągu jednej minuty. Poczuła się nagle bardzo zła, nie lubiła gdy się ją zupełnie ignorowano, a do tego przed chwilą wydawało jej się, ze jedna z dziewczyn posłała jej wyjątkowo jadowity grymas mający być zapewne uśmiechem pełnym wyższości.
Spojrzała jeszcze raz na Jamesa, westchnęła głośno i odwróciła się na pięcie. Gdy chłopak zorientował się w czynach jego ukochanej była już od niego dobre dziesięć metrów.
- Lily zaczekaj – zawołał za nią, ona jednak nie zareagowała.
Jaka ona jest zgrabna, stąpa tak delikatnie, prawie jakby tańczyła, zupełnie niczym łania. Pasowalibyśmy do siebie, pomyślał Rogacz uśmiechając się pod nosem.
***
- Jak ja nie lubię poranków – powiedziała do siebie Zuzzane gdy razem z dziewczynami szły do wielkiej sali na śniadanie.
Przetarła zaspane, niebieskie oczy i poprawiła blond grzywkę nachalnie spadającą na twarz. Miała lekko skwaszoną minę bo zupełnie się nie wyspała. A do tego nadchodzący dzień nie zapowiadał się za dobrze. Pierwszą lekcją była obrona przed czarną magią co samo w sobie zwiastowało katastrofę. Zuu nie lubiła katastrof, zakłócały jej spokój, który był przecież niezbędny podczas jej niezliczonych podróży do krainy marzeń. Jednak była to w stanie przetrwać, w końcu jej przyjaciółka jej potrzebowała. Trzeba było przyznać, że mało było rzeczy którymi blondynka mocno by się przejmowała. Zwykle pozwalała po prostu czasowi płynąc, nie wiedziała czego chce od świata, a większość problemów strasznie ją nudziła. Potrafiła być też bardzo bezwzględna i przez jej szczerość okrutna. Jednak za przyjaciół oddała by życie, lojalność była dla niej priorytetem. Patrzyła na nich swoimi przenikliwie niebieskimi oczami, które dla ludzi jej bliskich potrafiły być nadzwyczaj łagodne.
Usiadła koło Marry, naprzeciwko niej siedział Remus. Spojrzała na niego ukradkiem, on jednak wyłapał to spojrzenie i uśmiechnął się do niej. Nieco speszona odwzajemniła uśmiech. Wielka sala powoli zapełniała się uczniami. Leniwą atmosferę dało się wyczuć w powietrzu. Gdy półmiski zapełniły się jedzeniem wszyscy zabrali się za jedzenie. Dziewczyna przyjrzała się swoim towarzyszą. Lilka jak zwykle teatralnie ukazywała swojego focha na Jamesa. Jednak tym razem Zu stwierdziła, że foch był uzasadniony. Marry rozmawiała z Jamesem, Peterem i Remusem, co chwila wybuchając śmiechem. Natomiast Syriusz z tajemniczym uśmiechem co chwila spoglądał na lufcik z którego przylatywała sowia poczta. Oni znowu coś knują, pomyślała.
Na potwierdzenie swoich myśli nie musiała długo czekać. Błogi spokoj przerwały nadlatujace sowy ze swoimi listami i pakunkami. Przed jej nosem wylądował najnowszy numer proroka codziennego. Sowy odleciały. Jednak cisza nie potrwała długo. Zuu nie zdarzyła nawet przeczytać tytułu pierwszej strony gdy w całej sali rozległ się przeciągły trzask, a potem nie wiadomo skąd uczniowie usłyszeli podniesiony głos. Nikt nie musiał się długo zastanawiać do kogo należy
O ściany głuchym echem odbijał się głos ich ukochanego profesora od obrony przed czarną magią. Wszyscy z kamiennymi twarzami wsłuchiwali się w jego wiązankę na temat czystości krwi i konieczności oczyszczenia szkoły ze szlam.
Twarz profesora Hitcha wpierw bardzo blada teraz przybrała kolor purpury
- Każcie to natychmiast wyłączyć – wykrzyczał z obudzeniem.
Dyrektor z ociąganiem machnął różdżką, w sali zapanowała głucha cisza.
- Nie pozwalam na takie traktowanie – wrzasnął podnosząc się z miejsca.
Szybkim i nerwowym krokiem opuścił wielką sale. Zuu dopiero teraz doczytała tytuł gazety „Skandal w Hogwarcie, nauczyciel dyskryminuje uczniów, związek ochrony praw czarodziei żąda jego natychmiastowej dymisji”.
Cisze przerwały gromkie oklaski, którymi uczniowie postanowili nagrodzić sprawce całego zamieszania. Jedynie ślizgoni wyłączyli się z wiwatów. Najgłośniej klaskali Huncwoci, chcąc oczyścić się z podejrzeń.
Nie, pomyślała dziewczyna, wcale nie widać jak uśmiechacie się z tryumfem i satysfakcją, wcale.
Zuzzane spojrzała na Rudą, jej oczy stały się nagle bardzo wesołe, patrzyła nimi na Jamesa. On też na nią spojrzał. Wśród hałasu jej usta ułożyły się w słowo „dziękuje”. Na co Rogacz skłonił teatralnie głową.
Profesor McGonagall przywołała do siebie Lily uchem ręki. Gdy ta wróciła z uśmiechem poinformowała gryfonów, że przez najbliższe dwa tygodnie są zwolnieni z zajęć obrony przed czarną magią.
Wszyscy wdali się w wesołą rozmowę zastanawiając się, co będą robić z dzisiejszą wolną godziną. Zuzzane poczuła dziwne mrowienie w karku, zupełnie jakby ktoś ją obserwował. Podniosła wzrok znad talerza i napotkała nieco nachalne spojrzenie Remusa.
- Czy zechciałabyś skorzystać ze mną z tej wolnej godziny i przespacerować się po błoniach? - spytał bezpośrednio.
Niewiele myśląc zgodziła się.
***
Uspokój się, pomyślała gorączkowo Zuu, przecież to tylko spacer. Już wiele razy byłaś z nim na takim spacerze. Pochodzimy sobie, pogadamy o mało ważnych rzeczach i miło spędzimy czas. Przecież dobrze wiem, że nie mam na co liczyć. A nawet jeśli to nie powinnam na nic pozwalać. Tym razem nie powinnam pozwolić zdarzeniom tak po prostu płynąć. Spojrzała na niego dyskretnie, szli ramie w ramię a więc musiała lekko zadrzeć głowę. Zawsze ma taki spokojny wyraz twarzy, stwierdziła. I ten delikatny uśmiech. On naprawdę musi być już dojrzały i poukładany. Ciekawe czy umiałby się mną zająć? Czy byłby dla mnie podporą. Czy umiałby trzymać mnie w ryzach i panować nade mną? On jest naprawdę dobrym mężczyzną, silnym i rozważnym. Ehhh... zapomnij. Dobrze wiem, że nie mogę się teraz pakować w nic takiego. Nie mogę sobie pozwolić by znowu pomylić uczucie z zauroczeniem. Nie mogę po raz kolejny kogoś zranić. Ahh... chyba ostatnio stałam się zbyt apatyczna.
Prawda była taka, że mimo swojego młodego wieku blondynka miała już za sobą sporo związków. Jednak żaden nie okazał się tym czego szukała, żaden nie był tym wyśnionym. Jej problem polegał na tym, że zawsze bez zastanowienia lokowała swoje uczucia. Co zawsze wiązało się z rozczarowaniem.
- Czemu się tak denerwujesz? - spytała nagle przerywając ciszę.
- Zuu... prosiłem Cie byś tego nie robiła - odpowiedział Remus czerwieniąc się lekko.
- Przepraszam, ale przecież mówiłam Ci, że Twoich myśli i tak nie rozczytam.
To był jej kolejny problem. Po matce odziedziczyła dość nietypową i frasobliwą zdolność. Umiała bezbłędnie odczytywać uczucia osób znajdujących się w jej otoczeniu. Było to przydatne jedynie ze względu na to, że wiedziała dokładnie kiedy ktoś chce ją skrzywdzić lub źle jej życzy. W wszystkich innych przypadkach była to bardzo męcząca umiejętność. Szczególnie w miłości. Nie było dobre to, że uczucia jej partnerów miała jak na dłoni, nic nie mogło jej zaskoczyć.
Zaczęli rozmawiać o mało ważnych rzeczach. W większości mówił Remus. Narzekał na nieziemskie pomysły reszty Huncwotów, a także opowiadał o innych bieżących wydarzeniach. Dziewczyna słuchała go uważnie, lubiła wsłuchiwać się w tembr jego głosu, dlatego nawet nie myślała by mu przerywać. Słuchała go uważnie jak wielu chłopaków przed nim.
No ale Remus jest inny, przyznała. Rzadko mogę odgadnąć jego prawdziwe uczucia. Tak jakby ukrywał je nie tylko przed światem ale i samym sobą. Tak, ciągnie mnie do niego. Ciągnie jak cholera. Ten sposób w jaki wszystko najpierw stara się przemyśleć i kalkulować. To jak zawsze stara się być we wszystkim perfekcyjny. I sposób w jaki się uśmiecha gdy chce coś komuś wytłumaczyć. Ale ciągle boje się takich myśli. Mało to już razy po chwili ludzie z którymi się wiązałam wydawali mi się tacy nijacy gdy poznałam wszystkie ich zamiary? Nie... nie mogę więcej ufać moim uczuciom...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Padłam. Po prostu padłam. Już nie mogę się doczekać następnej części!
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, potrafisz zainteresować czytelnika, no i przerywasz w najmniej odpowiednim momencie! Tak się nie robi, bo ja niecierpliwa istota jestem. :)
Możesz być pewna, że będę stałą czytelniczką.
Siemka!
OdpowiedzUsuńJestem wybredną czytelniczką, a wpadłam na ten blog przypadkiem i musze powiedzieć, ze jest ciekawy.
Masz bardzo ciekawy styl pisania, wciągasz czytelnika, a to najwazniejsze.
Powiem Ci, że widziałam te "milion" blogów o Lily i Jamesie, ale ten jest inny. Ma w sobie coś co mnie przykuło.
Czekam na kolejną część
Danielle Marie
Ps. zapraszam do mnie na : http://clockwork-angels.blogspot.com/
Oj coś rzadko wrzucasz nowe rozdziały :( a szkoda bo zaczynało się świetnie
OdpowiedzUsuńNo i wena na komentarze się skończyła. Coś łatwo poszło Huncwotowom wykurzenie profesorka. Lily serio robi się coraz bardziej normalna! I przeprosiła Jim, sukces! Na początku rozdziału wreszcie zapałałam sympatią do Marry. Zdaje się, że jest sympatyczną, nieśmiałą dziewczyną. I wiesz, że w tym przypadku nawet przez myśl mi przeszło, że mogłabym zaakceptować paring Syriusz&Marry. A potem czytałam o Zuu i cóż... ona niczym, dosłownie niczym nie różni się od Marry. Gdyby tylko zmienić imię, można by pomyśleć, że czyta się o tych samych osobach.
OdpowiedzUsuńP.S właśnie sobie uświadomiłam, że chyba troszkę za bardzo krytykuję, więc przepraszam, jeśli Cię czymś uradziłam. Sama uważam, że krytyka jest jak najbardziej wskazana i sama byłam bym bardzo wdzięczna, gdyby ktoś mi wytknął błędy w opowiadaniu. Ale może chodzi tylko o mnie. W każdym razie jeśli coś Cię uradziło to przepraszam, nie miałam takiego zamiaru.
Jak mogłaś pomyśleć sobie, że konstruktywna krytyka mogłaby mnie urazić. Wręcz na odwrót, to najlepsze co mnie na blogu spotkało. Bo to właśnie dzięki Tobie mogę podszkolić się w pisaniu, prawda?^^ Gdybyś nie pokazywała mi nad czym muszę popracować nigdy nie stawałabym się lepsza i stałabym ciągle w miejscu. A więc śmiem stwierdzić, że spadłaś mi prosto z nieba ;P Co do Marry, to też ją bardzo lubię, taka słodziutka. Niech Cię Lily nie zmyli, jeszcze trochę będzie jędzą;)
Usuń