Witam. Jak łatwo zauważyć jest to kolejny blog opisujący wielką miłość Lily i James'a. Wiem, że owa historia została już opisana co najmniej "milion" razy. Jednak ostatnio gdy chciałam poczytać kolejne tego typu opowiadanie, nie mogłam znaleźć niczego interesującego. Dlatego właśnie postanowiłam napisać tę historie po swojemu. Co z tego wyjdzie? Sami się przekonacie. Jak na razie gorąco zachęcam do zostawiania komentarzy (które na pewno będą dla mnie silną motywacją), a także subskrybowanie mojego bloga, by moc być zawsze na bieżąco.
Pozdrawiam:*

niedziela, 3 lutego 2013

Część VIII


No cóż, nie podejrzewałam, że tak mało czasu będę mogła poświęcić temu blogowi. Jednak pod żadnym pozorem nie porzucę tej historii i dokończę ją choćby nie wiem co. Na pocieszenie mogę dodać, że zbliżamy się do momentu, w którym duże fragmenty mam już napisane, a więc będzie to szło na pewno sprawniej. Tak więc nie przedłużam i mocno całuje wszystkich którzy zostawiają tu po sobie ślad, wytykają mi błędy, dzięki czemu ciągle mogę poprawiać swój styl i tym którzy ponaglając mnie naprawdę mnie tym motywując. Kochani, jesteście niezastąpieni:*

************************************ 

Nie spodziewała się, że jest już tak późno. Szybkim krokiem zmierzała w stronę pokoju wspólnego obierając jak najszybszą drogę. Idąc miała wrażenie że ktoś za nią idzie, jednak w Hogwarcie nigdy nie jest się samemu, więc nie przejęło ją to zupełnie. Po drodze postanowiła wstąpić jeszcze do toalety. Wypiła zdecydowanie za dużo soku dyniowego.
Weszła do najbliższej łazienki jaką znalazła. Po chwili weszły za nią trzy wysokie dziewczyny, aura która im towarzyszyła nie wróżyła niczego dobrego.

* * *

Przyglądała się obślizgłym ścianom łazienki. Grzyb który się się na nich zalągł w wyglądał już jak naturalna tapeta. Słabe światło odbijało się od zatęchłej wody rozlanej w rogach brudnej posadzki. Lily z obrzydzeniem stwierdziła, że przy najbliższym spotkaniu perfektów poruszy temat łazienek w dolnych partiach zamku. Może i całkiem wpasują się w klimat lochów, ale przecież trzeba utrzymywać podstawowe zasady higieny.
Dziewczyna weszła do kabiny. Z ulgą stwierdziła, że wygląda tu trochę schludniej. Chwilę siłowała się z zardzewiałym zamkiem, który w końcu poruszył się z cichym trzaskiem. Nagle za drzwiami rozległ się głośny szmer, pod wpływem którego zamarła. W końcu nie spodziewała się by ktoś jeszcze spacerował o tak później porze po korytarzach. Nie miała też ochoty na użeranie się niesfornymi uczniami, którzy nie chcą przyjąć szlabanu.
– Proszę, proszę, ktoś tu zapuścił się w złe strony. – Piskliwy głos rozniósł się nieprzyjemnym echem.
Lily od razu go rozpoznała, należał do o rok młodszej ślizgonki, jednej z perfektów z którymi kłóciła się wyjątkowo często. Była ona zadufaną w sobie długonogą blondynką, która uważała, że czystość krwi upoważnia ją do patrzenia na wszystkich z góry, szczególnie na osoby pokroju Evans. Razem z swoimi dwiema przyjaciółeczkami tworzyły trio, które za główny cel wzięło sobie dręczenie każdego kto czystej krwi nie posiada.
– To nie była za dobra decyzja, biorąc pod uwagę to jak ostatnio panoszyłaś się z Potterem po całej szkole – stwierdził drugi głos, którego rozpoznanie też nie sprawiło większych trudności.
Należał on do krukonki z ostatniego roku, która przez te wszystkie lata nie mogła pogodzić się z faktem że nie trafiła do domu węża. Miała na punkcie tego manie do tego stopnia, że całą swoją szkolną garderobę przerobiła na ślizgoński wzór. Przez co jej dom nie traktował jej zbyt ciepło.
– Naprawdę nie potrafię zrozumieć jakim cudem czarodziej o tak szlachetnym rodowodzie bez przerwy poniża się dla takiej obrzydliwej szlamy.
Lily ponuro stwierdziła, że trio było w komplecie, chociaż i tak nie sądziła by ta zwykle cicha i trzy lata młodsza od niej dziewczyna, która odezwała się jako ostatnia, mogłaby stanowić dla niej zagrożenie. Z tego co pamięta, nawet proste zaklęcia sprawiają jej problem.
Stała w milczeniu mając nadzieję, że brakiem reakcji zniechęci swoich oprawców do dalszego szukania zaczepki. Jej wybuchowy temperament sprawił, że dłonie nerwowo zaciskały się na różdżce którą bezwiednie wyjęła z szaty. W myślach mimowolnie przypominała sobie wszystkie zaklęcia przydatne do pojedynków. W końcu była cholernie dobra w pojedynkach. Nagle poczuła na sobie jak bardzo jest zmęczona dzisiejszym dniem, a zmęczenie to szybko przerodziło się w złość. Miała ochotę z hukiem rozwalić drzwi i udowodnić im, że nie mają szans w starciu z „obrzydliwą szlamą”. Jednak wrodzony rozsądek kazał jej zachować spokój. W końcu może jej się nie udać rozbroić trzech przeciwników naraz. Do tego dochodzi fakt, że nie miała pojęcia czy za drzwiami kabiny nie czeka więcej przeciwników, którzy postanowili się do tej pory nie ujawniać. Miała także świadomość, że nawet jeśli wydostanie się na korytarz, ciągle będzie w lochach. I jakikolwiek napotkany tam ślizgon z pewnością jej nie pomoże. Dlatego postanowiła dalej stać w bezruchu z różdżką wyciągniętą przed siebie by w każdej chwili być przygotowanym do obrony.
– No no, jak przychodzi co do czego to wcale nie jesteś taka wyszczekana. - Odezwał się znowu pierwszy głos.
– Damy ci małą radę, zostaw Pottera i Blacka w spokoju i nie psuj więcej ich dobrego imienia. Może w końcu skończą swoje durne zabawy w obcowanie z dziwolągami – powiedziała blondynka z nieukrywaną nienawiścią w głosie.
– Dziewczyny chodźcie już - powiedziała najmłodsza z nich niepewnym głosem.
– Oj nie trzęś się ze strachu, co, szlaban dostaniemy - zaśmiała się cierpko krukonka - nie psuj nam zabawy, szlamie należy się od nas jakiś prezent.
Usłyszała szmer, palce jeszcze mocniej zacisnęła na różdżce gotowa do ataku. Wstrzymując oddech wpatrywała się w drzwi, te jednak ani drgnęły.
Niebezpieczeństwo nadeszło z góry.
Nie zdążyła nawet zareagować gdy nad jej głową rozległ się cichy plus. Po sekundzie na jej głowę spłynęła brudna i śmierdząca woda. Ciszę, która po tym nastała, przerywało jedynie kapanie z jej włosów i ubrań. Po chwili usłyszała szybkie kroki dające sygnał, że została w łazience sama.
Lily nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. Łzy bezsilności mimowolnie spływały jej na policzkach. Nagle poczuła wielką niesprawiedliwość. Przecież nigdy nie zrobiła nic złego. Oczywiście jej bezdyskusyjne podejście do przestrzegania regulaminu szkoły mogły się niejednemu nie spodobać, ale przecież robiła to dla dobra i bezpieczeństwa uczniów. Myśl, że została tak potraktowana tylko i wyłącznie przez narzucające zachowanie się Pottera boleśnie wirowała jej w głowie. W tym momencie bezsilność zaczęła ustępować złości, bezgranicznej złości. Znowu przez niego miała kłopoty. Ten człowiek sprowadza na nią same nieszczęścia.
Dopiero te myśli przypomniały jej, że nadal cała ocieka wodą. Jej zatęchły zapach zaczął ją dusić. Szybko wykonała prosty ruch ręką, w której wciąż boleśnie zaciskała różdżkę.
Jedno zaklęcie. Woda znikła. Upokorzenie zostało.
Nie chciała zostać tu ani chwili dłużej, szybkimi krokami wyszła na korytarz i nie zwalniając ruszyła prosto do wieży Gryfindoru. Mimo że doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż zaklęcie pozbyło się wszystkich możliwych śladów po wodzie, ciągle czuła jakoby ten okropny zapach ciągnął się za nią. Oczy znowu jej się zaszkliły. Kiedy przeszła przez portret Grubej Damy dziękowała w duchu, że nikogo już nie było w pokoju wspólnym. Nikogo, oprócz dwóch dziewczyn siedzących przy kominku, które żywię dyskutowały nad jakimś kolorowym magazynem. Obie podniosły wzrok chcąc zobaczyć kto zjawił się o tak późnej porze.
Na widok stanu Lily obie zamilkły i wymieniły zdziwione spojrzenia. Rudowłosa podeszła do nich bez słowa i bezceremonialnie schowała się w ramionach Marry pozwalając by ciężkie łzy pociekły jej po policzkach. Marry wysłała Zuu pytające spojrzenie i mocno objęła przyjaciółkę. Jasnooka nie ukrywała zdziwienia zaistniała sytuacją, nazwanie jej nieprawdopodobną było by zbyt lekkim określeniem. Jednak bez zastanowienia wstała z miejsca i również przytuliła się do swojej przyjaciółki. Co prawda zaskoczyła ją jej czuła reakcja, jednak uczucia, które wprost wylewały się z Lily nie pozwoliły jej postąpić inaczej. Oczy dziewczyny zmrużyły się niebezpiecznie gdy dotarło do niej, że ktoś przecież musi być odpowiedzialny za jej stan. W myślach współczuła już tej osobie mając świadomość co z niej zostanie gdy z nią skończy.
Dziewczyny rozluźniły trochę uścisk, nic jednak nie mówiły pozwalając by ich przyjaciółka spokojnie się wypłakała. Gdy ta zaczęła się uspokajać delikatnie zabrały się do wyciągania informacji na temat tego co się stało. Na początku Lily stanowczo odmówiła wyjaśnień, jednak kiedy Zuu z lekkim rozbawieniem w głosie spytała się czy ta naprawdę sądzi, że zostawią ją w spokoju po tym co miało tutaj przed chwilą miejsce Evans zaczęła niechętnie opowiadać. Na twarzy Marry malowało się niedowierzanie i przerażenie. Nie dopuszczała do siebie myśli, by ktoś mógł w tak okrutny sposób potraktować dziewczynę tak dobrą jak ona. Dokładnie zrozumiała teraz jej reakcje. W końcu Marry lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że pod twardą skorupą silnej i niezależnej kobiety którą Lily sobie stworzyła kryje wielka delikatność i wrażliwość.
Zuu natomiast cała kipiała ze złości. Zażądała wręcz, by Lily powiedziała jej kto to dokładnie był. Ona jednak stanowczo odmówiła.
– Błagam, tylko mi nie mów, że nie zamierzasz nic z tym zrobić? – spytała zrezygnowana.
– Na pewno nie zamierzam wywoływać wojny, naprawdę nie mam na to sił – powiedziała wciąż drżącym głosem.
Blondynka chciała jeszcze protestować, jednak wolała poczekać na lepszy moment na wyciągnięcie tej informacji. Między dziewczynami zapadła ponura cisza. Która jednak nie trwała długo. Przerwał ją dźwięk otwierania dziury w portrecie. Lily siedziała do niej tyłem, jednak nie miała sił nawet na to by odwrócić głowę i sprawdzić kto wraca do wieży podczas ciszy nocnej.
Marry i Zuu widziały wejście doskonale. Ich oczom ukazała się sylwetka Pottera a po chwili i reszty huncwotów. Ciemnowłosa spojrzała na nich przerażona i zaczęła energicznie machać przecząco głową dając tym samym znać, by James chociaż dzisiaj sobie odpuścił. Ten jednak zdawał się tego nie dostrzegać. Z uśmiechem wpatrywał się w rude włosy. Świadomość, że w ostatnim czasie jego znajomość z Lily znacząco się poprawiła napełniała go nieopisaną radością.
– Witaj Liluś – powiedział wesoło i zaczął kierować się w ich stronę.
Dziewczyna na dźwięk tego głosu zastygła na sekundę. Nie patrząc na przyjaciółki podniosła się powoli. I spojrzała na Pottera. Było to spojrzenie przepełnione zawiścią i wyrzutem. Przez chwilę miała ochotę wyładować na nim całą swoją złość, zacząć na niego krzyczeć winiąc go za wszystkie błędy wszechświata. Poczuła jednak jak bardzo jest zmęczona. Nie miała ochoty się nawet odezwać. Minęła bez słowa i weszła do swojego dormitorium. Chłopak z niedowierzaniem odprowadził dziewczynę wzrokiem, aż ta zniknęła za drzwiami.
– Łaska kobieca na pstrym koniu jeździ – zaśmiał się Syriusz klepiąc przyjaciela po ramieniu.
James spojrzał na niego, wzrokiem który mroził krew w żyłach, po czym opadł niezgrabnie na fotel.
– Czym ty razem zawiniłem? – spytał ironicznie, prawie jakby wcale nie oczekiwał odpowiedzi.
Przez jego zimny ton Zuu przez chwilę pomyślała, że naprawdę go to nawet nie obchodz. Chłopak spojrzał na nią jednak ponaglająco. Dziewczyna przez moment zastanawiała się czy i ile może mu powiedzieć, w końcu wzięła głęboki oddech i w kilku zdaniach opowiedziała mu wszystko. Gdy dotarł do niego sens jej słów wstał gwałtownie i zaczął szybciej oddychać.
– Już nie żyją – zapowiedział.
– Rogaczu uspokój się – powiedział do tej pory milczący Remus.
– Popieram – stwierdziła Zuu.
– Powiedz mi proszę w jaki sposób mam się uspokoić – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Masz racje, powinniśmy teraz iść i zrobić coś bezdennie głupiego – zaśmiał się Syriusz, robiąc to wyjątkowo ironicznie.
– Jak niby mam to tak zostawić? – spytał się łamiącym głosem.
– Na pewno nie możesz teraz działać pochopnie, w końcu nie chcesz zaszkodzić jej jeszcze bardziej? – Zuu starała się by jej głos brzmiał mniej arogancko niż zwykle, wszak ta niezwykła sytuacja wymagała niezwykłych środków.
James ponownie opadł na fotel, tym razem w akcie zupełnej bezradności. Zaczęli rozmawiać szukając dobrego wyjścia z tej sytuacji, niestety jednak jedno wydawało się gorsze od drugiego.

* * *

Gdy Lily weszła do dormitorium czuła się zupełnie pusta w środku. Zmęczenie wypłukało ją ze wszystkich uczuć. Spojrzała na swoje łóżko i przez chwilę miała nieodpartą ochotę by po prostu się na nie rzucić i zasnąć. Ciągle jednak wydawało jej się jakby czuła na sobie zapach tej obrzydliwej wody. Skierowała się więc od razu do łazienki.
Gorący prysznic pozwolił choć trochę odpocząć zszarganym nerwom. Zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w swój oddech starając się przy tym wyciszyć. Strumienie wody spływające po jej ciele dawały jej prawdziwe ukojenie. Przez chwilę pomyślała nawet o tym, że Potter nigdy świadomie nie dążył do tego by wywołać u innych taką nienawiść w stosunku co do niej. Nie mogła więc aż tak mocno go winić. Pozwoliła jednak by ta myśl znikła razem z innymi w obezwładniającym szumie wody. Chciała zupełnie oczyścić swój umysł.
Kiedy wyszła z łazienki czuła się o wiele lepiej. Jej przyjaciółki siedziały na swoich łóżkach zatopione w książkach.
– Dziewczyny, dziękuje... – zaczęła Lily uśmiechając się słabo - naprawdę nie wiem, bo bym bez was zrobiła.
Te słowa zdziwiły obie dziewczyny. Mimo że Lily była zawsze lojalna wobec nich to zawsze jej natura samotnika brała górę. Dlatego też nigdy nie usłyszały, by Lily dziękowała za to, że ma obok siebie przyjaciół.
– Kochana nie przejmuj się – powiedziała Marry z ciepłym uśmiechem.
– Powinnaś wiedzieć, że zawsze możesz na nas liczyć - dodała Zuu wstając i udając się do łazienki.

* * *

James zrezygnowany opadł na poduszki. Po ciężkim treningu każdy jego mięsień dawał o sobie znać, jednak to ból psychiczny sprawiał, że opadał ze zmęczenia. On, niepokonany James Potter nie miał pojęcia co powinien zrobić. Z jednej strony rozumiał Lily i to, że to właśnie jego obarcza winą. Z drugiej strony żadne z jego działań nigdy nie miało prowadzić do takich konsekwencji. W duchu przyznał się, nigdy nie spodziewał się, że jego zachowanie może wywołać taką wrogość. Przez tą całą sytuacje zapałał jeszcze większą nienawiścią do tych zapatrzonych w czystą krew dupków.
Syriusz widząc stan swojego przyjaciela spojrzał na niego z troską. Było mu go autentycznie żal. Sam już jednak nie miał pomysłów, jak mógłby mu pomóc w tak beznadziejnej sytuacji. W ramach jakiejkolwiek wsparcia wyciągnął z szuflady czekoladową żabę i rzucił w jego stronę, mając nadzieję, że jego instyknt szukającego weźmie górę. Smakołyk jednak odbił się tylko od jego policzka i koziołkując wylądował na podłodze. No tak nigdy nie byłem za dobry w pocieszaniu, stwierdził gorzko Syriusz.
– Reeeeeeeemus – zawołał przeciągle Łapa, mimo że chłopak leżał na swoim łóżku zaledwie metr od niego – musisz przeprowadzić akcje ratunkową.
– Nie drzyj się jakbyśmy byli na stadionie – żachnął się chłopak odkładając książkę na nocną szafkę.
Ten w odpowiedzi zrobił jedynie słodkie oczka, które potrafiły rozczulić każdego. W takim momencie naprawdę przypominał słodkiego psiaka.
– Chłopaki, to chyba nie najlepszy czas na wasze przekomarzanie się, prawda? - upomniał ich Peter.
– Racja, racja – przyznał Remus i wstał.
W trójkę podeszli do łóżka swojego przyjaciela. Ten nawet nie otworzył oczu by zorientować się co się wokół niego dzieje.
– Doktorze jaka diagnoza? – zapytał Łapa poważny głosem.
– Hmm... - Lunatyk zamyślił się na chwilę – mogę jednoznacznie stwierdzić, że nasz pacjent jest beznadziejnie zakochany.
– W takim razie nie widzę innej opcji – stwierdził ostentacyjnie zakładając białe gumowe rękawiczki, jeden z gadżetów, które zawsze miał pochowane w wewnętrznych kieszeniach szaty – Doktorze Pettigrew, proszę rozebrać pacjenta.
Dopiero na te słowa okularnik otworzył oczy z przerażeniem. Co jak co, ale nie chciał być obiektem eksperymentów niespełnionych ambicji Syriusza.
– Chłopaki, naprawdę nie jestem w nastroju do żartów – powiedział żałosnym głosem.
– Chyba nie myślisz, że pozwolimy Ci zadręczać się w samotności - zapytał Peter z rozbawieniem.
James uśmiechnął się słabo.
– Czekajcie... Mam pomysł... – zawołał naglę z Syriusz.
– Black błagam Cie, oszczędź Jamesowi tych swoich pomysłów, dobrze na nich nie wychodzi – skwitował go Remus.
– W takim razie co Twoim zdaniem powinien zrobić? – zaperzył się.
– Znormalnieć? – stwierdził niepewnie – W każdym razie tego jeszcze nie próbował – dodał z uśmiechem.
Chłopak spojrzał na nich z głupim wyrazem twarzy.
– Co masz na myśli? – spytał siadając, machinalnie przeczesał swoje włosy.
– Sam pomyśl, skoro gwiazdorskie i pozerskie zaloty się nie sprawdzają to może czas by zadziałać z zupełnie drugiej strony?
– Czyli?
– Zdobyć jej przyjaźń, dać się jej poznać od Twojej odpowiedzialnej strony.
– Nuuuuuuuuda...
– Łapo Twoje komentarze nie wnoszą nic dobrego do naszej dyskusji. Nie rozumiesz, że to chyba ostatnia deska ratunku której można się chwycić? - pouczył go Remus.
– Oooooooooo nie, Lunatyczu – przeciągnął Syriusz – pamiętajcie moje słowa, jeśli raz staniesz się przyjacielem dziewczyny to już na zawsze zostaniesz tylko nim – odgrażał siląc się na poważny głos.

* * *

Kolejnego dnia Lily nie była w najlepszym humorze. Mimo że otrząsnęła się z wczorajszych wydarzeń to ciągle nie mogła uwierzyć, że naprawdę miało to miejsce. Jednak dostała też dobrą życiową lekcje - jaka to przyjaźń jest ważna w życiu. Zuu i Marry od rana starały się rozweselić rudowłosą na przeróżne sposoby i dziewczyna była im za to niewymownie wdzięczna. Samo poczucie, że są w tym zamku ludzie, którym zależy na jej szczęściu dodawało jej siły i odwagi.
Siedziała w Wielkiej Sali i powoli przeżuwała tosty. Po kilku łykach ulubionej czarnej herbaty poczuła jak energia rozpływa się po jej ciele. Po poznaniu tych wszystkich wzmacniających zaklęć i eliksirów nadal twierdziła, że nie ma nic lepszego niż ranek z gorącą herbatą. Gdy huncwoci zaczęli się zbliżać w jej stronę spuściła wzrok. Z jednej strony nie chciała urządzać żadnych scen. Tak naprawdę nie czuła już w sobie złości. Ale i tak nie chciała się zmuszać na jakąkolwiek interakcje z nim, musiała od niego odpocząć. Dlatego była wdzięczna, gdy nie usiadł naprzeciwko niej.
Kiedy usiadł i zatopił się w rozmowie z Syriuszem delikatnie podniosła wzrok. Uderzyła ją zmiana w jego wyglądzie. Niby nieznaczna, a jednak tyle zmieniała. Otóż to jego wiecznie rozczochrane włosy były jakby lekko przeczesane. Do ulizania było im jeszcze daleko, jednak teraz sprawiały wrażenie, jakby ich właściciel poświęcił minutę na to by nie wyglądać jakby ledwo wstał z miotły. Do tego jego zadziorny i szeroki uśmiech został zastąpiony lekkim, spokojnym. I ta szata, dopięta na ostatni guzik. Dziewczynie na ten widok brew uniosła się do góry. On niewątpliwie musiał coś knuć. Wyglądał zbyt zwyczajnie.
Z zamyśleń wyrwał ją trzepot sowich skrzydeł który rozległ się w całej wielkiej sali. Po chwili, każdy cieszył się nową porcją prasy i listów.
Remus jako pierwszy wziął swojego proroka codziennego, gdy tylko spojrzał na okładkę jego brwi zmarszczyły się srodze. Na pytający wzrok Lily, Zuu podsunęła jej pod nos gazetę. Na okładce wielkimi literami było napisane „Gnomowi przedstawiciele oficjalnie popierają działania Czarnego Pana”.
– Kolejni – powiedziała cicho Marry.
– I będzie ich coraz więcej – stwierdził smutno Remus.
– Jakże im się dziwić? Jego sługusy zastraszają cały magiczny świat – powiedział Syriusz całkiem poważnie. To był jedyny temat przy którym Black zachowywał się całkowicie poważnie.

* * *

– Czy te Twoje liściki zawsze muszą być takie mroczne? – zapytał z uśmiechem jasnowłosy chłopak.
Jego rozmówczyni wysiliła się na sztuczny uśmiech.
– Załatwiłeś to o co Cię prosiłam? – zapytała zimnym tonem.
– Oj tak kuzyneczko – powiedział i machnął jej przed nosem niewielką fiolką.
– Dziękuje. – Tym razem jej ton był o wiele milszy.
– Czyli mówisz, że znowu zaczęłaś załatwiać sprawy starą metodą – zaśmiał się niefrasobliwie przeczesując blond włosy, atut rodzinny Loringów.
– Zawsze lubiłam stare metody – stwierdziła z uśmiechem.
– Naprawdę nadal nie mogę się nadziwić, że nie trafiłaś ze mną do domu węża, jesteś przecież wręcz podręcznikowym przykładem ślizgona.
– Nie przeginaj.
Dziewczyna cieszyła się, że ma takiego sprzymierzeńca w wrogim domu. Z jej o rok młodszym kuzynem spędziła prawie całe dzieciństwo, byli więc bardzo mocno zżyci. Znał jej wszystkie mroczne sekrety i chyba to właśnie za nie darzył ją takim szacunkiem.
– Ale nic poważniejszego jej się nie stanie? - chciała się upewnić, choć ton jej głosu wcale nie zdradzał troski.
– Nic... poważnego – stwierdził z uśmiechem – przez tydzień lub dwa jej ciało będzie tak osłabione, że nie będzie mogła zrobić kroku, jednak nie będzie miało to żadnego wpływu na jej organizm.
– Powinno wystarczyć – powiedziała zamyślona.
– Oj kuzyneczko, nie chciałbym nigdy stać się Twoim wrogiem.
– A wspominałam kiedyś, że nienawidzę kiedy nazywasz mnie kuzyneczką? – spytała z słodkim uśmiechem.
Dziewczyna pożegnała się i zaczęła szybkim krokiem kierować się w stronę wieży Gryfindoru. Wieczór był wyjątkowo chłodny, a miała na sobie tylko lekki sweter. Jej myśli krążyły wokół przyziemnych spraw takich jak najbliższe sprawdziany i zaległe wypracowanie z historii magii, jak zwykle notatki Lily bardzo jej się przydadzą. W wejściu do wieży minęła Syriusza. Zdziwiła się lekko, zwykle gdy się mijali wymieniali z sobą serdeczne uśmiechy. Tym razem jednak chłopak unikał jej wzroku niczym ognia. Zuu nie zawracała sobie jednak tym więcej myśli, stwierdziła, że to tylko kolejne z jego dziwactw.
Weszła do pokoju wspólnego i wzrokiem odszukała przyjaciółkę. Siedziała koło kominka zatopiona w książce. Blondynka nie chciała jej przeszkadzać więc bez słowa usiadła koło niej i zaczęła wyjmować pergaminy z torby. Otworzyła książkę z zaklęć i zaczęła szukać odpowiedniej strony po czym wczytała się w dłuższy fragment. Jednak jakiś wewnętrzny niepokój nie pozwalał jej skupić się na tekście. W końcu podniosła wzrok. Wystarczyło kilka sekund obserwacji przyjaciółki by zauważyć, że dziewczyna wcale nie czyta książki, ponieważ jej oczy od dłuższej chwili tkwiły w jednym punkcie, jakby chciały go wypalić. Zuu zamyśliła się na chwilę. Nagle z głośnym trzaskiem zamknęła książkę którą miała w rękach. Ten dźwięk wyrwał czarnowłosą z letargu, która patrzyła teraz na nią z lekkim strachem w oczach.
– Ten łajdak, niech no ja go tylko dorwę - powiedziała blondynka lodowatym głosem.
Jak mogła zapomnieć. Przecież Marry od trzech dni mówiła tylko o tym, że Black będzie jej dzisiaj dawał korepetycje z transmutacji.
Jakoś nie widziała tutaj Blacka.
– Zuu... – zaczęła Marry.
Jej oczy szkliły się od łez. Widać było, że każde kolejne wystawienie przez Syriusza bolało ją coraz bardziej. Ten widok sprawił, że z blondynki wyparowała cała złość.
– Jaką tym razem wymówkę sobie znalazł? – spytała już spokojniej.
– Mówił, że ma bardzo ważną sprawę do omówienia z profesorem od obrony przed czarną magią - odpowiedziała cicho - ale obiecał mi, że w piątek mi to wynagrodzi – dodała już pogodniej, jakby nie dopuszczała do wiadomości, że i wtedy pewnie znajdzie kolejną wymówkę.
– W piątek mówisz? – chciała się upewnić Zuu, zapisując to sobie w pamięci – w każdym razie, pokaż co tam masz, w końcu też jestem całkiem dobra z transmutacji.
Marry uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością, dziękując jej, że ratuje jej serce ten setny raz.

8 komentarzy:

  1. Długo Cię nie było,ale co tam.
    Rozdział jak zawsze super,mam nadzieję,że między Lily i Jamesem nareszcie zacznie się poprawiać.
    Twoja fanka,Lilka.
    lily-i-james-labirynt-zycia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Nowy rozdział! Biedna Lily, jak one mogły!? Dobrze przynajmniej, że miała przy sobie różdżkę i mogła się wyczyścić :) Czekam na następny rozdział :) I zapraszam do siebie w między czasie http://czy-to-sen.blogspot.co.uk/ Właśnie się pojawił pierwszy rozdział :)
    Pozdrawiam i weny życzę.
    Lexie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W trzech słowach... BOSKIE! CUDOWNE! WSPANIAŁE!
    Po prostu kocham to jak piszesz naprawdę, nie zaprzepaszczaj takiego talentu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdecznie zapraszam do zabawy w Liebster Award. Zostałaś nominowana przez blog the-evans-history.blogspot.com
    Więcej informacji znajdziesz na podstronie "Autorka" znajdującej się w menu.
    Pozdrawiam.
    (Jeżeli nie lubisz tego typu zabaw, proszę o zignorowanie komentarza i z góry przepraszam)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej wcześniej nie mogłam przeczytać tego rozdziału bo nie miałam internetu ale na TO warto było czekać. Oczywiście czuję niedosyt ale tylko z powodu braku kolejnych wpisów. Bardzo mi się spodobał pomysł o "przypadku" Lily. Myślę jednak że Lily powinna już przestać wciąż odtrącać Jamesa, zaczyna się to robić nużące. Daj im wreszcie szansę. Ogólnie ten rozdział jest bardzo dobry i z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny.
    Nie przestawaj pisać <3
    ~~Marysia~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę zdradzić, że miałam tak masakrycznie ogromną wenę, że nowy rozdział napisałam w dwa poprzednie dni. Teraz muszę go tylko dopracować, więc jutro powinien się pojawić^^ A co do Lily i Jamesa, to mnie zawsze nużyły opowiadania w których w pierwszym rozdziale Lily twierdziła, jak bardzo go nienawidzi, w drugim nagle zaczęła go lubić, w trzecim już się całowali, a potem w czwartym była jakaś wielka kłótnia. Jak dla mnie to powinno być bardzo delikatne i niestety dość powolne. Żeby było widać, czym tak naprawdę nasz Rogacz przekonał Rudą. Ale na pewno postaram się by akcja nie rozciągała się nieznośnie i w nieskończoność.
      PS. Chyba wszyscy mnie zbiją za mojego Syriusza ;)

      Usuń
    2. No ok ale jak przez osiem rozdziałów ona się do niego przekonuje ale za każdym razem cośtam im przeszkadza po raz pięćsetny. Doskonale cię rozumiem i też nie lubię aż tak szybkich zwrotów w emocjach ale też muszą się kiedyś polubić.

      Pozatym bardzo się cieszę że rozdział pojawi się dzisiaj i nie mogę sie doczekać.

      Pozdrawiam
      ~~Marysia~~

      Usuń
  6. Czemu nikt nie ma zakładki na spam? Ja chcę sobie kulturalnie pospamować a się nie da... No cóż...
    Na http://inna-historia-lily.blogspot.co.uk jest już 16 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń