No cóż, nie podejrzewałam, że tak mało czasu będę mogła poświęcić temu blogowi. Jednak pod żadnym pozorem nie porzucę tej historii i dokończę ją choćby nie wiem co. Na pocieszenie mogę dodać, że zbliżamy się do momentu, w którym duże fragmenty mam już napisane, a więc będzie to szło na pewno sprawniej. Tak więc nie przedłużam i mocno całuje wszystkich którzy zostawiają tu po sobie ślad, wytykają mi błędy, dzięki czemu ciągle mogę poprawiać swój styl i tym którzy ponaglając mnie naprawdę mnie tym motywując. Kochani, jesteście niezastąpieni:*
************************************
Nie
spodziewała się, że jest już tak późno. Szybkim krokiem
zmierzała w stronę pokoju wspólnego obierając jak najszybszą
drogę. Idąc miała wrażenie że ktoś za nią idzie, jednak w
Hogwarcie nigdy nie jest się samemu, więc nie przejęło ją to
zupełnie. Po drodze postanowiła wstąpić jeszcze do toalety.
Wypiła zdecydowanie za dużo soku dyniowego.
Weszła
do najbliższej łazienki jaką znalazła. Po chwili weszły za nią
trzy wysokie dziewczyny, aura która im towarzyszyła nie wróżyła
niczego dobrego.
*
* *
Przyglądała
się obślizgłym ścianom łazienki. Grzyb który się się na nich
zalągł w wyglądał już jak naturalna tapeta. Słabe światło
odbijało się od zatęchłej wody rozlanej w rogach brudnej
posadzki. Lily z obrzydzeniem stwierdziła, że przy najbliższym
spotkaniu perfektów poruszy temat łazienek w dolnych partiach
zamku. Może i całkiem wpasują się w klimat lochów, ale przecież
trzeba utrzymywać podstawowe zasady higieny.
Dziewczyna
weszła do kabiny. Z ulgą stwierdziła, że wygląda tu trochę
schludniej. Chwilę siłowała się z zardzewiałym zamkiem, który w
końcu poruszył się z cichym trzaskiem. Nagle za drzwiami rozległ
się głośny szmer, pod wpływem którego zamarła. W końcu nie
spodziewała się by ktoś jeszcze spacerował o tak później porze
po korytarzach. Nie miała też ochoty na użeranie się niesfornymi
uczniami, którzy nie chcą przyjąć szlabanu.
– Proszę,
proszę, ktoś tu zapuścił się w złe strony. – Piskliwy głos
rozniósł się nieprzyjemnym echem.
Lily
od razu go rozpoznała, należał do o rok młodszej ślizgonki,
jednej z perfektów z którymi kłóciła się wyjątkowo często.
Była ona zadufaną w sobie długonogą blondynką, która uważała,
że czystość krwi upoważnia ją do patrzenia na wszystkich z góry,
szczególnie na osoby pokroju Evans. Razem z swoimi dwiema
przyjaciółeczkami tworzyły trio, które za główny cel wzięło
sobie dręczenie każdego kto czystej krwi nie posiada.
– To
nie była za dobra decyzja, biorąc pod uwagę to jak ostatnio
panoszyłaś się z Potterem po całej szkole – stwierdził drugi
głos, którego rozpoznanie też nie sprawiło większych trudności.
Należał
on do krukonki z ostatniego roku, która przez te wszystkie lata nie
mogła pogodzić się z faktem że nie trafiła do domu węża. Miała
na punkcie tego manie do tego stopnia, że całą swoją szkolną
garderobę przerobiła na ślizgoński wzór. Przez co jej dom nie
traktował jej zbyt ciepło.
– Naprawdę
nie potrafię zrozumieć jakim cudem czarodziej o tak szlachetnym
rodowodzie bez przerwy poniża się dla takiej obrzydliwej szlamy.
Lily
ponuro stwierdziła, że trio było w komplecie, chociaż i tak nie
sądziła by ta zwykle cicha i trzy lata młodsza od niej dziewczyna,
która odezwała się jako ostatnia, mogłaby stanowić dla niej
zagrożenie. Z tego co pamięta, nawet proste zaklęcia sprawiają
jej problem.
Stała
w milczeniu mając nadzieję, że brakiem reakcji zniechęci swoich
oprawców do dalszego szukania zaczepki. Jej wybuchowy temperament
sprawił, że dłonie nerwowo zaciskały się na różdżce którą
bezwiednie wyjęła z szaty. W myślach mimowolnie przypominała
sobie wszystkie zaklęcia przydatne do pojedynków. W końcu była
cholernie dobra w pojedynkach. Nagle poczuła na sobie jak bardzo
jest zmęczona dzisiejszym dniem, a zmęczenie to szybko przerodziło
się w złość. Miała ochotę z hukiem rozwalić drzwi i udowodnić
im, że nie mają szans w starciu z „obrzydliwą szlamą”. Jednak
wrodzony rozsądek kazał jej zachować spokój. W końcu może jej
się nie udać rozbroić trzech przeciwników naraz. Do tego dochodzi
fakt, że nie miała pojęcia czy za drzwiami kabiny nie czeka więcej
przeciwników, którzy postanowili się do tej pory nie ujawniać.
Miała także świadomość, że nawet jeśli wydostanie się na
korytarz, ciągle będzie w lochach. I jakikolwiek napotkany tam
ślizgon z pewnością jej nie pomoże. Dlatego postanowiła dalej
stać w bezruchu z różdżką wyciągniętą przed siebie by w
każdej chwili być przygotowanym do obrony.
– No
no, jak przychodzi co do czego to wcale nie jesteś taka wyszczekana.
- Odezwał się znowu pierwszy głos.
– Damy
ci małą radę, zostaw Pottera i Blacka w spokoju i nie psuj więcej
ich dobrego imienia. Może w końcu skończą swoje durne zabawy w
obcowanie z dziwolągami – powiedziała blondynka z nieukrywaną
nienawiścią w głosie.
– Dziewczyny
chodźcie już - powiedziała najmłodsza z nich niepewnym głosem.
– Oj
nie trzęś się ze strachu, co, szlaban dostaniemy - zaśmiała się
cierpko krukonka - nie psuj nam zabawy, szlamie należy się od nas
jakiś prezent.
Usłyszała
szmer, palce jeszcze mocniej zacisnęła na różdżce gotowa do
ataku. Wstrzymując oddech wpatrywała się w drzwi, te jednak ani
drgnęły.
Niebezpieczeństwo
nadeszło z góry.
Nie
zdążyła nawet zareagować gdy nad jej głową rozległ się cichy
plus. Po sekundzie na jej głowę spłynęła brudna i śmierdząca
woda. Ciszę, która po tym nastała, przerywało jedynie kapanie z
jej włosów i ubrań. Po chwili usłyszała szybkie kroki dające
sygnał, że została w łazience sama.
Lily
nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. Łzy
bezsilności mimowolnie spływały jej na policzkach. Nagle poczuła
wielką niesprawiedliwość. Przecież nigdy nie zrobiła nic złego.
Oczywiście jej bezdyskusyjne podejście do przestrzegania regulaminu
szkoły mogły się niejednemu nie spodobać, ale przecież robiła
to dla dobra i bezpieczeństwa uczniów. Myśl, że została tak
potraktowana tylko i wyłącznie przez narzucające zachowanie się
Pottera boleśnie wirowała jej w głowie. W tym momencie bezsilność
zaczęła ustępować złości, bezgranicznej złości. Znowu przez
niego miała kłopoty. Ten człowiek sprowadza na nią same
nieszczęścia.
Dopiero
te myśli przypomniały jej, że nadal cała ocieka wodą. Jej
zatęchły zapach zaczął ją dusić. Szybko wykonała prosty ruch
ręką, w której wciąż boleśnie zaciskała różdżkę.
Jedno
zaklęcie. Woda znikła. Upokorzenie zostało.
Nie
chciała zostać tu ani chwili dłużej, szybkimi krokami wyszła na
korytarz i nie zwalniając ruszyła prosto do wieży Gryfindoru. Mimo
że doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż zaklęcie pozbyło
się wszystkich możliwych śladów po wodzie, ciągle czuła jakoby
ten okropny zapach ciągnął się za nią. Oczy znowu jej się
zaszkliły. Kiedy przeszła przez portret Grubej Damy dziękowała w
duchu, że nikogo już nie było w pokoju wspólnym. Nikogo, oprócz
dwóch dziewczyn siedzących przy kominku, które żywię dyskutowały
nad jakimś kolorowym magazynem. Obie podniosły wzrok chcąc
zobaczyć kto zjawił się o tak późnej porze.
Na
widok stanu Lily obie zamilkły i wymieniły zdziwione spojrzenia.
Rudowłosa podeszła do nich bez słowa i bezceremonialnie schowała
się w ramionach Marry pozwalając by ciężkie łzy pociekły jej po
policzkach. Marry wysłała Zuu pytające spojrzenie i mocno objęła
przyjaciółkę. Jasnooka nie ukrywała zdziwienia zaistniała
sytuacją, nazwanie jej nieprawdopodobną było by zbyt lekkim
określeniem. Jednak bez zastanowienia wstała z miejsca i również
przytuliła się do swojej przyjaciółki. Co prawda zaskoczyła ją
jej czuła reakcja, jednak uczucia, które wprost wylewały się z
Lily nie pozwoliły jej postąpić inaczej. Oczy dziewczyny zmrużyły
się niebezpiecznie gdy dotarło do niej, że ktoś przecież musi
być odpowiedzialny za jej stan. W myślach współczuła już tej
osobie mając świadomość co z niej zostanie gdy z nią skończy.
Dziewczyny
rozluźniły trochę uścisk, nic jednak nie mówiły pozwalając by
ich przyjaciółka spokojnie się wypłakała. Gdy ta zaczęła się
uspokajać delikatnie zabrały się do wyciągania informacji na
temat tego co się stało. Na początku Lily stanowczo odmówiła
wyjaśnień, jednak kiedy Zuu z lekkim rozbawieniem w głosie spytała
się czy ta naprawdę sądzi, że zostawią ją w spokoju po tym co
miało tutaj przed chwilą miejsce Evans zaczęła niechętnie
opowiadać. Na twarzy Marry malowało się niedowierzanie i
przerażenie. Nie dopuszczała do siebie myśli, by ktoś mógł w
tak okrutny sposób potraktować dziewczynę tak dobrą jak ona.
Dokładnie zrozumiała teraz jej reakcje. W końcu Marry lepiej niż
ktokolwiek inny wiedział, że pod twardą skorupą silnej i
niezależnej kobiety którą Lily sobie stworzyła kryje wielka
delikatność i wrażliwość.
Zuu
natomiast cała kipiała ze złości. Zażądała wręcz, by Lily
powiedziała jej kto to dokładnie był. Ona jednak stanowczo
odmówiła.
– Błagam,
tylko mi nie mów, że nie zamierzasz nic z tym zrobić? – spytała
zrezygnowana.
– Na
pewno nie zamierzam wywoływać wojny, naprawdę nie mam na to sił –
powiedziała wciąż drżącym głosem.
Blondynka
chciała jeszcze protestować, jednak wolała poczekać na lepszy
moment na wyciągnięcie tej informacji. Między dziewczynami zapadła
ponura cisza. Która jednak nie trwała długo. Przerwał ją dźwięk
otwierania dziury w portrecie. Lily siedziała do niej tyłem, jednak
nie miała sił nawet na to by odwrócić głowę i sprawdzić kto
wraca do wieży podczas ciszy nocnej.
Marry
i Zuu widziały wejście doskonale. Ich oczom ukazała się sylwetka
Pottera a po chwili i reszty huncwotów. Ciemnowłosa spojrzała na
nich przerażona i zaczęła energicznie machać przecząco głową
dając tym samym znać, by James chociaż dzisiaj sobie odpuścił.
Ten jednak zdawał się tego nie dostrzegać. Z uśmiechem wpatrywał
się w rude włosy. Świadomość, że w ostatnim czasie jego
znajomość z Lily znacząco się poprawiła napełniała go
nieopisaną radością.
– Witaj
Liluś – powiedział wesoło i zaczął kierować się w ich
stronę.
Dziewczyna
na dźwięk tego głosu zastygła na sekundę. Nie patrząc na
przyjaciółki podniosła się powoli. I spojrzała na Pottera. Było
to spojrzenie przepełnione zawiścią i wyrzutem. Przez chwilę
miała ochotę wyładować na nim całą swoją złość, zacząć na
niego krzyczeć winiąc go za wszystkie błędy wszechświata.
Poczuła jednak jak bardzo jest zmęczona. Nie miała ochoty się
nawet odezwać. Minęła bez słowa i weszła do swojego dormitorium.
Chłopak z niedowierzaniem odprowadził dziewczynę wzrokiem, aż ta
zniknęła za drzwiami.
– Łaska
kobieca na pstrym koniu jeździ – zaśmiał się Syriusz klepiąc
przyjaciela po ramieniu.
James
spojrzał na niego, wzrokiem który mroził krew w żyłach, po czym
opadł niezgrabnie na fotel.
– Czym
ty razem zawiniłem? – spytał ironicznie, prawie jakby wcale nie
oczekiwał odpowiedzi.
Przez
jego zimny ton Zuu przez chwilę pomyślała, że naprawdę go to
nawet nie obchodz. Chłopak spojrzał na nią jednak ponaglająco.
Dziewczyna przez moment zastanawiała się czy i ile może mu
powiedzieć, w końcu wzięła głęboki oddech i w kilku zdaniach
opowiedziała mu wszystko. Gdy dotarł do niego sens jej słów wstał
gwałtownie i zaczął szybciej oddychać.
– Już
nie żyją – zapowiedział.
– Rogaczu
uspokój się – powiedział do tej pory milczący Remus.
– Popieram
– stwierdziła Zuu.
– Powiedz
mi proszę w jaki sposób mam się uspokoić – wycedził przez
zaciśnięte zęby.
– Masz
racje, powinniśmy teraz iść i zrobić coś bezdennie głupiego –
zaśmiał się Syriusz, robiąc to wyjątkowo ironicznie.
– Jak
niby mam to tak zostawić? – spytał się łamiącym głosem.
– Na
pewno nie możesz teraz działać pochopnie, w końcu nie chcesz
zaszkodzić jej jeszcze bardziej? – Zuu starała się by jej głos
brzmiał mniej arogancko niż zwykle, wszak ta niezwykła sytuacja
wymagała niezwykłych środków.
James
ponownie opadł na fotel, tym razem w akcie zupełnej bezradności.
Zaczęli rozmawiać szukając dobrego wyjścia z tej sytuacji,
niestety jednak jedno wydawało się gorsze od drugiego.
*
* *
Gdy
Lily weszła do dormitorium czuła się zupełnie pusta w środku.
Zmęczenie wypłukało ją ze wszystkich uczuć. Spojrzała na swoje
łóżko i przez chwilę miała nieodpartą ochotę by po prostu się
na nie rzucić i zasnąć. Ciągle jednak wydawało jej się jakby
czuła na sobie zapach tej obrzydliwej wody. Skierowała się więc
od razu do łazienki.
Gorący
prysznic pozwolił choć trochę odpocząć zszarganym nerwom.
Zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w swój oddech starając
się przy tym wyciszyć. Strumienie wody spływające po jej ciele
dawały jej prawdziwe ukojenie. Przez chwilę pomyślała nawet o
tym, że Potter nigdy świadomie nie dążył do tego by wywołać u
innych taką nienawiść w stosunku co do niej. Nie mogła więc aż
tak mocno go winić. Pozwoliła jednak by ta myśl znikła razem z
innymi w obezwładniającym szumie wody. Chciała zupełnie oczyścić
swój umysł.
Kiedy
wyszła z łazienki czuła się o wiele lepiej. Jej przyjaciółki
siedziały na swoich łóżkach zatopione w książkach.
– Dziewczyny,
dziękuje... – zaczęła Lily uśmiechając się słabo - naprawdę
nie wiem, bo bym bez was zrobiła.
Te
słowa zdziwiły obie dziewczyny. Mimo że Lily była zawsze lojalna
wobec nich to zawsze jej natura samotnika brała górę. Dlatego też
nigdy nie usłyszały, by Lily dziękowała za to, że ma obok siebie
przyjaciół.
– Kochana
nie przejmuj się – powiedziała Marry z ciepłym uśmiechem.
– Powinnaś
wiedzieć, że zawsze możesz na nas liczyć - dodała Zuu wstając i
udając się do łazienki.
*
* *
James
zrezygnowany opadł na poduszki. Po ciężkim treningu każdy jego
mięsień dawał o sobie znać, jednak to ból psychiczny sprawiał,
że opadał ze zmęczenia. On, niepokonany James Potter nie miał
pojęcia co powinien zrobić. Z jednej strony rozumiał Lily i to, że
to właśnie jego obarcza winą. Z drugiej strony żadne z jego
działań nigdy nie miało prowadzić do takich konsekwencji. W duchu
przyznał się, nigdy nie spodziewał się, że jego zachowanie może
wywołać taką wrogość. Przez tą całą sytuacje zapałał
jeszcze większą nienawiścią do tych zapatrzonych w czystą krew
dupków.
Syriusz
widząc stan swojego przyjaciela spojrzał na niego z troską. Było
mu go autentycznie żal. Sam już jednak nie miał pomysłów, jak
mógłby mu pomóc w tak beznadziejnej sytuacji. W ramach
jakiejkolwiek wsparcia wyciągnął z szuflady czekoladową żabę i
rzucił w jego stronę, mając nadzieję, że jego instyknt
szukającego weźmie górę. Smakołyk jednak odbił się tylko od
jego policzka i koziołkując wylądował na podłodze. No tak nigdy
nie byłem za dobry w pocieszaniu, stwierdził gorzko Syriusz.
– Reeeeeeeemus
– zawołał przeciągle Łapa, mimo że chłopak leżał na swoim
łóżku zaledwie metr od niego – musisz przeprowadzić akcje
ratunkową.
– Nie
drzyj się jakbyśmy byli na stadionie – żachnął się chłopak
odkładając książkę na nocną szafkę.
Ten
w odpowiedzi zrobił jedynie słodkie oczka, które potrafiły
rozczulić każdego. W takim momencie naprawdę przypominał
słodkiego psiaka.
– Chłopaki,
to chyba nie najlepszy czas na wasze przekomarzanie się, prawda? -
upomniał ich Peter.
– Racja,
racja – przyznał Remus i wstał.
W
trójkę podeszli do łóżka swojego przyjaciela. Ten nawet nie
otworzył oczu by zorientować się co się wokół niego dzieje.
– Doktorze
jaka diagnoza? – zapytał Łapa poważny głosem.
– Hmm...
- Lunatyk zamyślił się na chwilę – mogę jednoznacznie
stwierdzić, że nasz pacjent jest beznadziejnie zakochany.
– W
takim razie nie widzę innej opcji – stwierdził ostentacyjnie
zakładając białe gumowe rękawiczki, jeden z gadżetów, które
zawsze miał pochowane w wewnętrznych kieszeniach szaty – Doktorze
Pettigrew, proszę rozebrać pacjenta.
Dopiero
na te słowa okularnik otworzył oczy z przerażeniem. Co jak co, ale
nie chciał być obiektem eksperymentów niespełnionych ambicji
Syriusza.
– Chłopaki,
naprawdę nie jestem w nastroju do żartów – powiedział żałosnym
głosem.
– Chyba
nie myślisz, że pozwolimy Ci zadręczać się w samotności -
zapytał Peter z rozbawieniem.
James
uśmiechnął się słabo.
– Czekajcie...
Mam pomysł... – zawołał naglę z Syriusz.
– Black
błagam Cie, oszczędź Jamesowi tych swoich pomysłów, dobrze na
nich nie wychodzi – skwitował go Remus.
– W
takim razie co Twoim zdaniem powinien zrobić? – zaperzył się.
– Znormalnieć?
– stwierdził niepewnie – W każdym razie tego jeszcze nie
próbował – dodał z uśmiechem.
Chłopak
spojrzał na nich z głupim wyrazem twarzy.
– Co
masz na myśli? – spytał siadając, machinalnie przeczesał swoje
włosy.
– Sam
pomyśl, skoro gwiazdorskie i pozerskie zaloty się nie sprawdzają
to może czas by zadziałać z zupełnie drugiej strony?
– Czyli?
– Zdobyć
jej przyjaźń, dać się jej poznać od Twojej odpowiedzialnej
strony.
– Nuuuuuuuuda...
– Łapo
Twoje komentarze nie wnoszą nic dobrego do naszej dyskusji. Nie
rozumiesz, że to chyba ostatnia deska ratunku której można się
chwycić? - pouczył go Remus.
– Oooooooooo
nie, Lunatyczu – przeciągnął Syriusz – pamiętajcie moje
słowa, jeśli raz staniesz się przyjacielem dziewczyny to już na
zawsze zostaniesz tylko nim – odgrażał siląc się na poważny
głos.
*
* *
Kolejnego
dnia Lily nie była w najlepszym humorze. Mimo że otrząsnęła się
z wczorajszych wydarzeń to ciągle nie mogła uwierzyć, że
naprawdę miało to miejsce. Jednak dostała też dobrą życiową
lekcje - jaka to przyjaźń jest ważna w życiu. Zuu i Marry od rana
starały się rozweselić rudowłosą na przeróżne sposoby i
dziewczyna była im za to niewymownie wdzięczna. Samo poczucie, że
są w tym zamku ludzie, którym zależy na jej szczęściu dodawało
jej siły i odwagi.
Siedziała
w Wielkiej Sali i powoli przeżuwała tosty. Po kilku łykach
ulubionej czarnej herbaty poczuła jak energia rozpływa się po jej
ciele. Po poznaniu tych wszystkich wzmacniających zaklęć i
eliksirów nadal twierdziła, że nie ma nic lepszego niż ranek z
gorącą herbatą. Gdy huncwoci zaczęli się zbliżać w jej stronę
spuściła wzrok. Z jednej strony nie chciała urządzać żadnych
scen. Tak naprawdę nie czuła już w sobie złości. Ale i tak nie
chciała się zmuszać na jakąkolwiek interakcje z nim, musiała od
niego odpocząć. Dlatego była wdzięczna, gdy nie usiadł
naprzeciwko niej.
Kiedy
usiadł i zatopił się w rozmowie z Syriuszem delikatnie podniosła
wzrok. Uderzyła ją zmiana w jego wyglądzie. Niby nieznaczna, a
jednak tyle zmieniała. Otóż to jego wiecznie rozczochrane włosy
były jakby lekko przeczesane. Do ulizania było im jeszcze daleko,
jednak teraz sprawiały wrażenie, jakby ich właściciel poświęcił
minutę na to by nie wyglądać jakby ledwo wstał z miotły. Do tego
jego zadziorny i szeroki uśmiech został zastąpiony lekkim,
spokojnym. I ta szata, dopięta na ostatni guzik. Dziewczynie na ten
widok brew uniosła się do góry. On niewątpliwie musiał coś
knuć. Wyglądał zbyt zwyczajnie.
Z
zamyśleń wyrwał ją trzepot sowich skrzydeł który rozległ się
w całej wielkiej sali. Po chwili, każdy cieszył się nową porcją
prasy i listów.
Remus
jako pierwszy wziął swojego proroka codziennego, gdy tylko spojrzał
na okładkę jego brwi zmarszczyły się srodze. Na pytający wzrok
Lily, Zuu podsunęła jej pod nos gazetę. Na okładce wielkimi
literami było napisane „Gnomowi przedstawiciele oficjalnie
popierają działania Czarnego Pana”.
– Kolejni
– powiedziała cicho Marry.
– I
będzie ich coraz więcej – stwierdził smutno Remus.
– Jakże
im się dziwić? Jego sługusy zastraszają cały magiczny świat –
powiedział Syriusz całkiem poważnie. To był jedyny temat przy
którym Black zachowywał się całkowicie poważnie.
*
* *
– Czy
te Twoje liściki zawsze muszą być takie mroczne? – zapytał z
uśmiechem jasnowłosy chłopak.
Jego
rozmówczyni wysiliła się na sztuczny uśmiech.
– Załatwiłeś
to o co Cię prosiłam? – zapytała zimnym tonem.
– Oj
tak kuzyneczko – powiedział i machnął jej przed nosem niewielką
fiolką.
– Dziękuje.
– Tym razem jej ton był o wiele milszy.
– Czyli
mówisz, że znowu zaczęłaś załatwiać sprawy starą metodą –
zaśmiał się niefrasobliwie przeczesując blond włosy, atut
rodzinny Loringów.
– Zawsze
lubiłam stare metody – stwierdziła z uśmiechem.
– Naprawdę
nadal nie mogę się nadziwić, że nie trafiłaś ze mną do domu
węża, jesteś przecież wręcz podręcznikowym przykładem
ślizgona.
– Nie
przeginaj.
Dziewczyna
cieszyła się, że ma takiego sprzymierzeńca w wrogim domu. Z jej o
rok młodszym kuzynem spędziła prawie całe dzieciństwo, byli więc
bardzo mocno zżyci. Znał jej wszystkie mroczne sekrety i chyba to
właśnie za nie darzył ją takim szacunkiem.
– Ale
nic poważniejszego jej się nie stanie? - chciała się upewnić,
choć ton jej głosu wcale nie zdradzał troski.
– Nic...
poważnego – stwierdził z uśmiechem – przez tydzień lub dwa
jej ciało będzie tak osłabione, że nie będzie mogła zrobić
kroku, jednak nie będzie miało to żadnego wpływu na jej organizm.
– Powinno
wystarczyć – powiedziała zamyślona.
– Oj
kuzyneczko, nie chciałbym nigdy stać się Twoim wrogiem.
– A
wspominałam kiedyś, że nienawidzę kiedy nazywasz mnie kuzyneczką?
– spytała z słodkim uśmiechem.
Dziewczyna
pożegnała się i zaczęła szybkim krokiem kierować się w stronę
wieży Gryfindoru. Wieczór był wyjątkowo chłodny, a miała na
sobie tylko lekki sweter. Jej myśli krążyły wokół przyziemnych
spraw takich jak najbliższe sprawdziany i zaległe wypracowanie z
historii magii, jak zwykle notatki Lily bardzo jej się przydadzą. W
wejściu do wieży minęła Syriusza. Zdziwiła się lekko, zwykle
gdy się mijali wymieniali z sobą serdeczne uśmiechy. Tym razem
jednak chłopak unikał jej wzroku niczym ognia. Zuu nie zawracała
sobie jednak tym więcej myśli, stwierdziła, że to tylko kolejne z
jego dziwactw.
Weszła
do pokoju wspólnego i wzrokiem odszukała przyjaciółkę. Siedziała
koło kominka zatopiona w książce. Blondynka nie chciała jej
przeszkadzać więc bez słowa usiadła koło niej i zaczęła
wyjmować pergaminy z torby. Otworzyła książkę z zaklęć i
zaczęła szukać odpowiedniej strony po czym wczytała się w
dłuższy fragment. Jednak jakiś wewnętrzny niepokój nie pozwalał
jej skupić się na tekście. W końcu podniosła wzrok. Wystarczyło
kilka sekund obserwacji przyjaciółki by zauważyć, że dziewczyna
wcale nie czyta książki, ponieważ jej oczy od dłuższej chwili
tkwiły w jednym punkcie, jakby chciały go wypalić. Zuu zamyśliła
się na chwilę. Nagle z głośnym trzaskiem zamknęła książkę
którą miała w rękach. Ten dźwięk wyrwał czarnowłosą z
letargu, która patrzyła teraz na nią z lekkim strachem w oczach.
– Ten
łajdak, niech no ja go tylko dorwę - powiedziała blondynka
lodowatym głosem.
Jak
mogła zapomnieć. Przecież Marry od trzech dni mówiła tylko o
tym, że Black będzie jej dzisiaj dawał korepetycje z transmutacji.
Jakoś
nie widziała tutaj Blacka.
– Zuu...
– zaczęła Marry.
Jej
oczy szkliły się od łez. Widać było, że każde kolejne
wystawienie przez Syriusza bolało ją coraz bardziej. Ten widok
sprawił, że z blondynki wyparowała cała złość.
– Jaką
tym razem wymówkę sobie znalazł? – spytała już spokojniej.
– Mówił,
że ma bardzo ważną sprawę do omówienia z profesorem od obrony
przed czarną magią - odpowiedziała cicho - ale obiecał mi, że w
piątek mi to wynagrodzi – dodała już pogodniej, jakby nie
dopuszczała do wiadomości, że i wtedy pewnie znajdzie kolejną
wymówkę.
– W
piątek mówisz? – chciała się upewnić Zuu, zapisując to sobie
w pamięci – w każdym razie, pokaż co tam masz, w końcu też
jestem całkiem dobra z transmutacji.
Marry
uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością, dziękując jej, że
ratuje jej serce ten setny raz.
Długo Cię nie było,ale co tam.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze super,mam nadzieję,że między Lily i Jamesem nareszcie zacznie się poprawiać.
Twoja fanka,Lilka.
lily-i-james-labirynt-zycia.blogspot.com
Nareszcie! Nowy rozdział! Biedna Lily, jak one mogły!? Dobrze przynajmniej, że miała przy sobie różdżkę i mogła się wyczyścić :) Czekam na następny rozdział :) I zapraszam do siebie w między czasie http://czy-to-sen.blogspot.co.uk/ Właśnie się pojawił pierwszy rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę.
Lexie :)
W trzech słowach... BOSKIE! CUDOWNE! WSPANIAŁE!
OdpowiedzUsuńPo prostu kocham to jak piszesz naprawdę, nie zaprzepaszczaj takiego talentu!
Serdecznie zapraszam do zabawy w Liebster Award. Zostałaś nominowana przez blog the-evans-history.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWięcej informacji znajdziesz na podstronie "Autorka" znajdującej się w menu.
Pozdrawiam.
(Jeżeli nie lubisz tego typu zabaw, proszę o zignorowanie komentarza i z góry przepraszam)
Hej wcześniej nie mogłam przeczytać tego rozdziału bo nie miałam internetu ale na TO warto było czekać. Oczywiście czuję niedosyt ale tylko z powodu braku kolejnych wpisów. Bardzo mi się spodobał pomysł o "przypadku" Lily. Myślę jednak że Lily powinna już przestać wciąż odtrącać Jamesa, zaczyna się to robić nużące. Daj im wreszcie szansę. Ogólnie ten rozdział jest bardzo dobry i z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńNie przestawaj pisać <3
~~Marysia~~
Mogę zdradzić, że miałam tak masakrycznie ogromną wenę, że nowy rozdział napisałam w dwa poprzednie dni. Teraz muszę go tylko dopracować, więc jutro powinien się pojawić^^ A co do Lily i Jamesa, to mnie zawsze nużyły opowiadania w których w pierwszym rozdziale Lily twierdziła, jak bardzo go nienawidzi, w drugim nagle zaczęła go lubić, w trzecim już się całowali, a potem w czwartym była jakaś wielka kłótnia. Jak dla mnie to powinno być bardzo delikatne i niestety dość powolne. Żeby było widać, czym tak naprawdę nasz Rogacz przekonał Rudą. Ale na pewno postaram się by akcja nie rozciągała się nieznośnie i w nieskończoność.
UsuńPS. Chyba wszyscy mnie zbiją za mojego Syriusza ;)
No ok ale jak przez osiem rozdziałów ona się do niego przekonuje ale za każdym razem cośtam im przeszkadza po raz pięćsetny. Doskonale cię rozumiem i też nie lubię aż tak szybkich zwrotów w emocjach ale też muszą się kiedyś polubić.
UsuńPozatym bardzo się cieszę że rozdział pojawi się dzisiaj i nie mogę sie doczekać.
Pozdrawiam
~~Marysia~~
Czemu nikt nie ma zakładki na spam? Ja chcę sobie kulturalnie pospamować a się nie da... No cóż...
OdpowiedzUsuńNa http://inna-historia-lily.blogspot.co.uk jest już 16 rozdział :)