Witam. Jak łatwo zauważyć jest to kolejny blog opisujący wielką miłość Lily i James'a. Wiem, że owa historia została już opisana co najmniej "milion" razy. Jednak ostatnio gdy chciałam poczytać kolejne tego typu opowiadanie, nie mogłam znaleźć niczego interesującego. Dlatego właśnie postanowiłam napisać tę historie po swojemu. Co z tego wyjdzie? Sami się przekonacie. Jak na razie gorąco zachęcam do zostawiania komentarzy (które na pewno będą dla mnie silną motywacją), a także subskrybowanie mojego bloga, by moc być zawsze na bieżąco.
Pozdrawiam:*

czwartek, 24 maja 2012

Część IV "zdradliwa duma cz.2"

Witam was kochani. Jak widać jednak nie porzuciłam bloga. Potrzebowałam po prostu małą przerwę na zaczerpnięcie weny. Obiecuje, że mam jej teraz pełno i nie powtórzę już takiej przerwy.
UWAGA zmieniłam delikatnie treść poprzednich notek. Stało się tak dlatego, że jak celnie zauważyliście postacie są strasznie bez wyrazu. Dziękuję wam strasznie za radę i czekam na kolejne propozycje jak jeszcze ulepszyć te opowiadanie. Będę też wdzięczna jeśli napiszecie mi, czy w tej notce próba rozbudowania postaci wyszła pozytywnie. W ramach przeprosin przedstawiam wam notkę słusznej długości. I jak zawsze zapraszam do komentowania. Buziaki 

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *



- Musimy obmyślać pan działania – powiedział w końcu Remus starając się zakończyć bezsensowną dyskusje reszty huncwotów która przeciągała się już za długo.
Rozsiedli się w pokoju wspólnym i od dobrych dziesięciu minut prowadzili bezsensowną dyskusje, która do niczego nie prowadziła. Miała tylko na celu wyrzucenie wszystkich niegodziwości profesora Hitch'a a także wymyślenie dla niego najbardziej niestworzonych kar jakie mogły im tylko przyjść na myśl. Remus uśmiechnął się pod nosem. Oni zawsze tacy byli, uwielbiali rozprawiać o wszystkim co się wokół nich działo. Szczególnie James uwielbiał gdy się go słuchało, lub podziwiało. Syriusz natomiast dbał najbardziej o podziw płci przeciwnej. Czuł się dumny wiedząc, że wzbudza aż takie poruszenie idąc korytarzem. Peter poniekąd od nich odstawał. Nie chlubił się w sławie lub podbojach. Cieszył się po prostu z posiadania prawdziwych przyjaciół, którzy są wstanie poświęcić się dla niego. W zamian za to, starał się pomagać im we wszystkich planach i przedsięwzięciach. Zresztą lubił w nich uczestniczyć, mimo że czasem musiał przełamywać swój strach, to jednak cieszył się że ma okazje pracować nad sobą. Remus uwielbiał ich wszystkich, a do tego czuł do nich prawdziwy szacunek i wdzięczność. Wdzięczność za poświęcenie jakie dla niego czynią. Bo to właśnie on jeden z najlepszych uczniów w szkole, spokojny i utalentowany miał swój mroczny sekret, który był znany tylko garstce. Jego przyjaciele poznali go, ale nie odwrócili się od niego, nie przestraszyli. A mogliby się przestraszyć.Ale nie zrobili tego, pomyślał, prawdziwi przyjaciele są cenniejsi niż wszystko inne.
- Tak w ogóle to dziwie się, że Dumbledore pozwolił zatrudnić kogoś takiego jak on – stwierdził Peter.
- Dokładnie! To do niego musimy się wybrać w pierwszej kolejności – rzekł entuzjastycznie Syriusz.
- Postanowione – przytaknął Remus.
Chłopcy szli powoli korytarzami, Znali drogę do gabinetu dyrektora na pamięć. Stanęli przed tajemniczą rzeźbą.
- Kwaśne landrynki – zawołali chórem.
Rzeźba zaczęła się obracać ukazując schody prowadzące do gabinetu.
- Kogo ja widzę – dyrektor przyjrzał im się uważnie. - Dawno nie zdarzyło się, byście odwiedzili mnie z własnej woli – zaśmiał się dobrotliwie, - Usiądźcie.
- Huncwoci rozgościli się jak u siebie.
- Domyślam się w jakiej sprawie tu do mnie przychodzicie.
- Panie profesorze to było jawne dyskryminowanie – zaczął Remus.
- Jak w ogolę można było pozwolić na zatrudnienie takiego nauczyciela? - Dodał Syriusz.
- Niestety chłopcy, było to polecenie ministerstwa, ma on bardzo wpływowych przyjaciół...
- Ale przecież musimy coś z tym zrobić – wtrącił się wojowniczo James.
- Drogi Jamesie pamiętaj, ze nie możemy zrobić nic bez dowodów - dyrektor uśmiechnął się znacząco.
Chłopak wstał nagle z tajemniczym uśmiechem na twarzy, szybko zabrał swoją torbę i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi, Reszta huncwotów ogłupiała, jednak poszła jego śladem.
- Tylko pamiętajcie, że nie mogę tolerować złego zachowania i łamania regulaminu szkoły – mrugnął do nich na pożegnanie.

***

- Jak powiedział Dumbledore bez dowodów nic nie zrobimy.
- Najlepiej gdyby doszły one do samego ministerstwa.
- Peter, pamiętasz jak mówiłeś nam o tym śmiesznym urządzeniu do rejestrowania dzwięku?
- Chyba wiem co masz na myśli.
- Do biblioteki marsz – Zarządził Remus.

Szybko rozdzielili dla siebie zadania, każdy szukał innych informacji niezbędnych do zrealizowania ich kolejnego szalonego pomysłu. Gdy każdy między regałami znalazł pokaźną ilość opasłych książek zajęli swój ulubiony stolik ulokowany w najcichszej części biblioteki. Oczywiście ważnym powodem dla którego siadali zawsze tutaj był także fakt, że dobrze stąd było widać miejsce które najczęściej wybierała Lily. James uśmiechnął się pod nosem. Ile to ja nawyków nabrałem tylko z jej powodu, pomyślał.
Wszyscy rozsiedli się wygodnie i sumiennie zatopili w lekturze. Po chwili słychać było tylko ich leniwe oddechy i szelest przerzucanych stron.
Po godzinie na całym stole walały się pergaminy chaotycznie zapisane przeróżnymi informacjami
- Znalazłem – powiedział podekscytowany Peter – tym zaklęciem będziemy mogli w pełni zarejestrować głos, tak by niepodważalnie można było stwierdzić do kogo należy.
- Ahhh... Jakie to Twoje hobby bywa czasem przydatne – zaśmiał się Syriusz rozprostowując zesztywniałe nogi.
Pasja Petera była dość dziwna. Uwielbiał majsterkować przy przeróżnych urządzeniach i wihajstrach badając ich magiczne zdolności, a także próbując dodać nowe. Pokochał to, gdy pewnego razu chcąc dostać się do pokoju życzeń trafili na ogromną sale zawierającą tysiące sprzętów. Niektóre z nich były zwykłymi przedmiotami codziennego użytku, jednak inne widzieli po raz pierwszy w życiu nie mając pojęcia do czego mogłyby służyć. Peter chciał się dowiedzieć i tak oto zaczął studiować książki dotyczące napełniania urządzeń magią a także zaczął testować te z pokoju życzeń. Jako że czasem robił to bardzo nierozważnie, chłopaki już nie raz musieli pomóc mu dostać się do skrzydła szpitalnego z najdziwniejszymi dolegliwościami.
Gdy skończyli notować i porządkować wszystkie pergaminy Remus jednym zaklęciem spakował wszystko do torby. Zgodzili się, że jedynie w pokoju życzeń znajdą warunki do przeprowadzenia ich eksperymentów i dopracowania ich planu.
Jak zwykle to James przeszedł trzy razy wzdłuż ściany w której nagle zmaterializowały się drzwi. Pokój do którego weszli był mały ale przytulny.
- Co ty masz z tymi wisienkami? - spytał Syriusz rozglądając się po pokoju.
- Nieważne Łapcio, nieważne – Rogacz uśmiechnął się głupio.
Nie marnując czasu zabrali się do roboty.
Po całym pokoju latały zaklęcia i przeróżne przedmioty.
- Przestańcie się w końcu wygłupiać – warknął gniewnie Remus znad książki, w której nie mógł znaleźć potrzebnej mu informacji.
- No ale Lunatyczku – sapał Syriusz w przerwie między spazmami śmiechu – to jest takie śmieszne.
Przyłożył do ust dziwny podłużny rulon zwężający się z jednej strony.
- Ohhh... Lily miłości moja – dzięki urządzeniu jego głos wiernie odwzorowywał skomlenie Jamesa – Kiedy w końcu umówisz się ze mną i pozwolisz mi bym zabrał Cię do raju.
- O Ty kanalio mała – wrzasnął Potter robiąc się cały czerwony.
- Zaczął gonić Syriusza po całym pokoju. Ten uciekał śmiejąc się wniebogłosy zwinnie nie dawał się złapać.
- Chłopaki, naprawdę nie mam zamiaru siedzieć nad tym całą noc – powiedział gniewnie Lunatyk piorunując ich wzrokiem.
- Dobrze, już dobrze.
Syriusz zatrzymał się. James wpadł na niego chcąc zwalić go z nóg, ten zachwiał się mocno jednak utrzymał równowagę. Oboje ponownie wybuchnęli śmiechem, jednak potulnie wrócili na swoje miejsca.
- Dobrze wiecie, że nie możemy przedstawić sfałszowanych dowodów. Dumbledore wiedział, że wpadniecie na jakiś głupi pomysł.
- Od początku im mówiłem, że trzeba użyć innego zaklęcia – żachnął zrezygnowany Peter.
- Przecież my się tylko bawimy – bronił się Łapa.
- Tak. Wy zawsze się tylko bawicie – odparł zjadliwie.
- Oj starzejesz się Lunatyku, oj starzejesz – zaśmiał się przyjaźnie Potter co od razu rozluźniło atmosferę.

* * *

- No to wszystko gotowe.
Zadowoleni z siebie patrzyli na małe kwadratowe urządzenie z pozoru nie zdradzające magicznych funkcji. Jednak za jego pomocą można było rejestrować głos z dalekiej odległości i w bardzo dobrej jakości. Do tego było bardzo proste w obsłudze. Wystarczyło kilka prostych zaklęć by w korzystać z niego w pełni.
- No to od jutra trzeba będzie zacząć zbieranie materiałów.
- To akurat będzie najprostsze zadanie
- Peter będziesz na zwiadach, dobra?
- A mam inne wyjście? – zaśmiał się chłopak.
Tak naprawdę to pełniona przez niego funkcja nigdy nie była dla niego ciężarem. Cieszył się, że jego przyjaciele ufają mu na tyle i nie boją się powierzyć mu dość odpowiedzialnego zadania.
- Znając wybuchowość naszego profesorka nie trzeba bedzie długo czekać na ciekawe materiały.
- Tym zajmijmy się już jutro – ziewnął Lunatyk.
- Powolnym krokiem udali się do pokoju wspólnego. Był on już opustoszały zaledwie kilka osób zajmowało miejsca koło kominka rozmawiać sennie. James szukał wzrokiem znajomej czupryny, zrezygnowany pochmurniał.
W dormitorium każdy zajął się swoimi sprawami. Potter nie miał jednak ochoty iść jeszcze spać, Postanowił przebrać się w luźniejsze ubrania i pójść pobiegać przed spaniem, w końcu kondycja była u niego bardzo ważną kwestią.
Gdy przechodził przez portret Grubej Damy zauważył niedaleko Marry idącą z naprzeciwka, była zapatrzona w książkę, zdawała się go nie zauważyć. James uśmiechnął się i bezszelestnie stanął na samym środku korytarza dokładnie na trasie którą miała zaraz przejść. Jak podejrzewał dziewczyna nie kontrolowała co się przed nią dzieje, dlatego wpadła na niego wypuszczając książkę z ręki.
- Ohhh... James. Przepraszam nie zauważyłam Cię – uśmiechnęła się serdecznie.
Z niezauważalną nadzieją w oczach spojrzała ponad jego ramię w głąb korytarza, jednak najwyraźniej był on sam. Równie niezauważalnie nadzieja w oczach znikła.
- Nic się nie stało Marry – odpowiedział na uśmiech schylając się i podając jej książkę. - Transmutacja? Błagam nie mów mi że trzeba coś na jutro umieć.
- Zgadłeś Rogaczu – zaśmiała się biorąc od niego książke.
- W takim razie zapowiada się długa noc.
- Nie przesadzaj, nigdy nie miałeś większych problemów z Transmutacja.
- Niby tak, ale strasznie męczą mnie teoretyczne regułki.
- A kogo nie męcżą? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Marry... - zaczął James z ociąganiem. - Lily wróciła już do wieży?
- Tak dość dawno, nie musisz się martwić – spojrzała na niego nieco współczująco.
- A nadal bardzo jest zła?
- Ahh dobrze wiesz, że czasem ciężko z nią rozmawiać.
- Żeby tylko czasem...

***

- Jak ja mam go dość, ten wstrętny, rozpieszczony nadęty bufon, czemu on zawsze wtyka nos w nie swoje sprawy? – żachnęła się Lily siedząc na kamieniu niedaleko stawu.
Jej przyjaciółki siedziały koło niej uzbrajając się w cierpliwość by ponownie wysłuchać litanii narzekań przyjaciółki.
- Po co on w ogóle się odzywał nie mógł po prostu siedzieć cicho?
- Dobrze wiesz, że on nigdy nie będzie siedział cicho gdy chodzi o Ciebie – odpowiedziała spokojnie Zuu.
- I myśli że co mu to da? Że nagle rzucę się mu do stóp i będę dziękować za wybawienie?
- On chciał Ci tylko pomoc – zaznaczyła Zuu.
- Najbardziej by mi pomógł gdyby w końcu dał mi święty spokój – stwierdziła zła, poprawiając rude kosmyki spadające jej na twarz.
- Lily... znowu przesadzasz – wtrąciła się Marry.
- Ja przesadzam? Ja?... - Głos Lily był coraz głośniejszy i drżał coraz bardziej. - Gdyby nie on prowadziłabym tutaj spokojne życie. Bez bycia na celowniku wszystkich plotek. Bez nazywania mnie szlamą numer jeden przez wszystkich ślizgonow. Bez zaczepek jego zazdrosnych fanek. Bez tego ciągłego wpadania w kłopoty.
Chwilowa cisza zapanowała między
- Naprawdę nic dobrego nie wyniosłaś z przyjaźni z nimi? - spytała z wyrzutem Marry.
Lily nie musiała nadto wysilać pamięci by znaleźć tysiące momentów kiedy dobrze bawiła się w obecności huncwotów, Kiedy uśmiech od ucha do ucha nie schodził jej z twarzy i nie był to wcale uśmiech politowania. Uśmiech... Nagle zdała sobie sprawę że ostatnimi czasy prawie w ogóle się nie uśmiechała. Skąd wzięła się w niej ta zgryźliwość? Czy to frustracja spowodowana faktem, że to już ostatni rok w Hogwarcie? Ze niedługo to wszystko minie, będzie musiała pożegnać się z tymi murami, z tymi ludźmi.
- Masz racje – przyznała po chwili – zaczęłam gnuśnieć.
- Ahhhh... Nie rób takiej smutnej miny – zaśmiała się uroczo Zuu – wydaje mi się że po prostu brak Ci miłości. O tak, przyszedł czas by nasza Liluś znalazła sobie faceta.
- Nawet mam jednego kandydata, jest miły, uroczy, wysoki, bardzo przystojny, dobrze zbudowany, a do tego te jego oczy i wiecznie poczochrane włosy – zaczęła wyliczać Marry z głupim uśmiechem.
- Ja Cię zaraz zabije – wrzasnęła Lily ze śmiechem.

***

- Czyli jak zawsze nie było łatwo? - chłopak wyrwał ją z zamyślenia.
- Ahhh James, ja naprawdę nie wiem dlaczego ona ma w sobie zakorzenione te stereotypy i nie pozwala sobie pomoc.
- Może po prostu boi się być od kogoś zależnym?
- Przecież to nic złego wiedzieć, że można na kogoś liczyć...
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwile. W końcu dziewczyna pożegnała chłopaka tłumacząc się zmęczeniem. On jednak nie czuł go w sobie, dlatego nie zrezygnował z ćwiczeń. Cieszył się jednak, że spotkał Marry, rozmowa z nią uspokoiła go trochę. Ogólnie zawsze lubił rozmawiać z nią, była taka szczera i tolerancyjna. Wiedział, że cokolwiek jej powie ona zawsze będzie starać się go zrozumieć i dać rade gdy togo potrzebne. Do tego czuł z nią mocną więź. W końcu ona też była zakochana bez wzajemności już od długiego czasu. Więź potęgował fakt, że jej obiektem uczuć był jego najlepszy przyjaciel, Syriusz. Już wiele razy namawiał ją by wyznała mu swoje uczucia. Jeśli się nie sparzysz nigdy się nie ogrzejesz, przekonywał. Ona jednak zawsze traktowała te rady pobłażliwym uśmiechem. Nie wierzyła, że Łapa mógłby chociażby zwrócić na nią uwagę, zawsze mając przy sobie wianuszek pięknych dziewczyn. Niestety w sprawach damsko-męskich była bardzo nieśmiała. Oczywiście nikt tak naprawdę tego nie wiedział, ponieważ zawsze zachowywała się bardzo energicznie, spontanicznie i otwarcie. Jednak wystawienie swoich uczuć na wyśmianie było dla niej za wysokim progiem. Jej obawy nie były jednak do końca słuszne gdyż James sam musiał przyznać, ze posiadała ona bardzo wyrazistą urodę i spokojnie można było zaliczyć ją do dziewcząt pięknych. Do tego podejrzewał, że Syriusz może domyślać się co do uczuć Marry. A co do tego, że nie jest mu ona całkowicie obojętna był w stu procentach pewien. Świadczyły o tym ukradkowe spojrzenia które Syriusz kierował w jej kierunku kiedy myślał, że nikt nie patrzy. Niestety bystrym oczom Pottera nic nie ucieknie, od znicza, po uczucia najlepszego przyjaciela.
Świerze powietrze uderzyło w jego nozdrza. Rozejrzał się po błoniach. Zawsze oczarowywały go swoją tajemniczością skąpane w mroku nocy. I tym razem przystanął w zadumie. Cóż, nie ma co się rozczulać, pomyślał. Kondycja sama się nie wyćwiczy

***

Marry siedziała na swoim łózku rozczesując swoje długie i gęste włosy. Nie kryła się z tym że była dumna z tej burzy falowanych włosów jaką miała na głowie, dlatego po kąpieli uwielbiała je rozczesywać. Prostowały się tylko w momencie gdy przejeżdżała po nich grzebieniem, tylko po to by znów się niesfornie zakręcić. Wyciągnęła z szuflady mały flakonik z olejkiem, Odrobinę jego zawartości wylała sobie na ręce. By rozsmarować go po całej długości włosów. W okół niej zapachniało cynamonem i pomarańczą.
- Spotkałam Jamesa jak wracałam – powiedziała przerywając cieszę i odrywając Lily od książki.
- Ohh... jak mało mnie to obchodzi – stwierdziła Ruda ziewając.
- Mogłabyś być choć trochę milsza, pytał się o Ciebie, wyglądał na zmartwionego – powiedziała Marry z wyrzutem.
- Też mi coś. Oby się tylko za bardzo nie martwił, bo mu wszystkie włosy wypadną i co on wtedy będzie tak namiętnie przeczesywał? - zaśmiała się Lily.
- Hah.. Masz racje bez włosów musiałby wyglądać co najmniej komicznie – wtórowała jej Marry.

4 komentarze:

  1. Ja mam pytanie, gdzie jest następna część?! :D
    Naprawdę się chyba uzależniłam i czekam niecierpliwie ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardziej mi się podoba, muszę szczerze przyznać. Mile zaskoczył mnie fakt, że urozmaiciłaś postać Petera. Nadal mi się nie podoba pomysł Marry&Syriusz i Zuu&Remus. Jak na mój gust to zbyt szablonowe! Lily robi się coraz normalniejsza, albo mi się zdaje. swoją drogą nie dziwię się, że się wkurza, gdy James nazywa ją Liluś lub Lilka xD Jestem ciekawa czy z tego planu Huncwotów coś wyjdzie (;
    Kończy mi się wena na komentarze, mam nadzieję, że nie będzie tak źle xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Tak, wiem, że dość mocno idę na łatwiznę robiąc tak szablonowe paringi, jednak straszliwie mocno pasuje mi to do mojego pomysłu. Mogę za to obiecać, że na pewno nie pójdę na łatwiznę jeśli chodzi o ich połączenie. Zresztą ta druga parka nawet dla mnie jest jeszcze tajemnicą trochę;] Ahhhh, jakie to wspaniałe uczucie gdy ktoś kto naprawdę orientuje się w ff, docenia to co piszesz i jeszcze mówi, że mu się podoba, no cud miód;D

      Usuń